piątek, 15 lutego 2013

Wspomnienia


   Wspomnienia są żywe. 
Każde. Te złe i te dobre; chciane i niechciane.   
   Niektóre żyją tylko przez moment, inne przez całe nasze życie. Są odtwarzane w naszej głowie jak film. Przesuwają się w naszym umyśle przywracając wszystkie uczucia i emocje, wywołując uśmiech, bądź łzy.
   Ich nie da się wymazać. One pozostają na zawsze - głęboko zakopane w czeluściach naszej głowy ujawniają się w momentach, gdy najbardziej pragnęlibyśmy zapomnieć.




~*~



  Wpatrywał się w śpiące oblicze mężczyzny wtulonego w jego bok. Bezwiednie wodził opuszkami palców po bladym ramieniu, pokrytym licznymi, kolorowymi wzorami. 
  Czuł spokojny oddech, łaskoczący go w szyję. Czuł bicie serca, tuż przy swojej nagiej klatce piersiowej. Czuł ciepło bijące od drugiego ciała. Czuł się naprawdę szczęśliwy i nie miał ochoty opuszczać ciepłego łóżka, by jak co dzień ruszyć do pracy.  
  Westchnął cicho pod nosem, uśmiechając się leniwie.
  Dziesięć lat.
  Dziesięć lat minęło od ich pierwszego spotkania; od dnia gdy ich drogi skrzyżowały się ze sobą. Okoliczności, w których się poznali może i nie należały do najprzyjemniejszych, ale mimo to dziękował Bogu każdego dnia, że postawił Chester'a na jego drodze. Dziękował mu za to, że pokusa pójścia do klubu, była większa, niż opieka nad swoim nowonarodzonym synem. Dziękował mu także za to, że to właśnie on znalazł nieprzytomnego chłopaka w toalecie, który był bliski śmierci. Dziękował mu za to, że dziewiętnastolatek opamiętał się po przedawkowaniu i definitywnie skończył z narkotykami i alkoholem. Dziękował Bogu za to, że chłopak zgodził się przyjąć jego pomoc i zamieszkał z nim pomagając mu w opiece nad małym Otis'em, gdy matka chłopca zostawiła syna oraz jego, uciekając z jakimś innym facetem. Dziękował mu, za jego przyjaźń i miłość, którą został obdarzony. Nie wyobrażał sobie życia bez niego. Kochał go. Naprawdę go kochał i zrobiłby wszystko by pozostać z nim na zawsze.  
  Niechętnie wyplątał się z gorącego uścisku śpiącego mężczyzny i najciszej jak potrafił podszedł do szafy, wyciągając z niej świeże ubrania, przygotowując się do stawienia czoła nowemu dniu.
  Pierwsze promienie słońca zaczęły wkradać się do pokoju, przez uchylone okno, gdy wciągnął na siebie szary sweter, mierzwiąc tym samym swoje ciemne jak smoła włosy.
- Mikey?
Do jego uszu dotarł zachrypnięty głos i nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który sam zaczął się pojawiać na jego ustach.
- Wszystkiego najlepszego, Ches!
Posłał mu promienny uśmiech, przeczesując dłońmi niesforne kosmyki włosów.
Z niekrytym uwielbieniem obserwował jak jego kochanek podnosi się z łóżka z zaspanym wyrazem twarzy i przeciąga się, prezentując się w pełnej okazałości.
- Nie wierzę, że tyle ze mną wytrzymałeś.
Zaśmiał się cicho w odpowiedzi.
Michael nadal śledził go wzrokiem, gdy nie kłopocząc się pościeleniem łóżka, które było prawdziwym pobojowiskiem ruszył w stronę łazienki z zamiarem napuszczenia wody do wanny.
- Czemu bym nie miał?
Zapytał nadal się uśmiechając i przekraczając próg małej łazienki, która odkąd pamiętał przynależała do ich sypialni.
   Stanął przed okrągłym lustrem, tuż nad umywalką nadal walcząc ze swoimi włosami i kątem oka obserwując jak brunet pozbywa się swoich czarnych bokserek, przygotowując się do kąpieli.
   Mimo, że żył z nim przez tyle lat, to nigdy nie miał dość jego ciała i mnóstwa tatuaży. Zawsze działał na niego tak samo. Za każdym cholernym razem.
- Bo jestem nieznośny.
Przypomniał mu, wykrzywiając swoje wargi w kolejnym uśmiechu, wchodząc do na wpół napełnionej wodą wanny.
   Mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko zaśmiał się przekręcając oczami.
Otworzył szafkę po swojej lewej stronie i chwycił za swój ulubiony perfum pryskając się nim dwa razy. Ostatni raz spojrzał na pół-Japończyka po drugiej stronie lustra i podszedł do Chester'a nachylając się nad nim.
- I za to Cię kocham.
Złożył delikatny pocałunek na jego wąskich ustach, jakby potwierdzając swoje wcześniejsze słowa. Z radosnym wyrazem twarzy skierował się ku wyjściu, jednak delikatny uchwyt mokrej dłoni na jego nadgarstku go powstrzymał.
- Wiesz, że ja też, prawda? Kocham Cię najbardziej na całym świecie, choćby nie wiem co. Pamiętaj o tym, dobrze?
Pół-Japończyk przygryzł swoją dolną wargę i pokiwał głową, starając się zignorować dziwny ucisk w swoim brzuchu. Wymusił krótki uśmiech i wyszedł z łazienki na odchodne słysząc jeszcze na pozór radosny głos Chester'a życzący mu miłego dnia.
Bo to wcale nie brzmiało jak jakieś pożegnanie, prawda? 




  Westchnął głośno, rzucając czarną torbę w kąt ich małego salonu. Nie mieli dużego domu; był w sam raz. Starczał dla całej ich trójki.
   Padał z nóg. Nigdy nie lubił podróżować, tym bardziej jeśli oznaczało to dłuższą rozłąkę z Chetser'em i z jego dziesięcioletnim Otisem; jego oczkiem w głowie. Szczególnie jeśli taki wyjazd trwał, aż siedem miesięcy. Na początku odmawiał, ale szef nalegał. To był duży projekt, więc w końcu uległ i się zgodził.
   Nawet nie pamiętał jak dwudziestodziewięciolatek zareagował na wieść, że Mike musi wyjechać. Pamiętał jedynie to, że kiedy wrócił Bennington brał drugą kąpiel tego dnia i ponownie zapewniał go o tym, jak bardzo go kocha. Jakoś nie wydawało mu się to dziwne. Przecież to normalne, prawda?

- Chester?
Zawołał, gdy nie znalazł go po dokładnym przeszukaniu salonu, oraz kuchni.

  Przecież dzwonił do niego i mówił, że za niedługo będzie, więc czemu na niego nie czekał?  Czemu nie przywitał go, rzucając mu się w ramiona?
- W łazience!
Usłyszał i od razu uśmiechnął się do siebie, czym prędzej pędząc na górę w kierunku ich sypialni, o mało nie zabijając się na schodach.
Wpadł do środka jak burza, szczerząc się jak wariat i szybkim krokiem podchodząc do wanny, w której brunet brał kąpiel.
- Nigdy więcej.
Powiedział na wydechu i zanim nagi mężczyzna zdążył coś odpowiedzieć, wpił się w jego wąskie, blade usta ciesząc się ich ponownym smakiem.
   Tak cholernie za nim tęsknił. Mimo rozmów przed internet, albo telefon i tak mu go brakowało. Myślał o nim każdego dnia i każdej nocy. W każdej minucie był w jego umyśle i sercu. W końcu to tam zajmował swoje stałe miejsce.
  Głośny plusk przywołał go myślami z powrotem na ziemię. Zaśmiał się głośno, gdy uświadomił sobie, że wylądował w ubraniach w wannie pełnej wody.
- Tęskniłem.
Mruknął cicho, przylegając swoimi plecami do nagiego torsu Chester'a i odchylając głowę do tyłu, która spoczęła na jego lewym ramieniu.
- Ja też. 
Usłyszał cichą odpowiedź i poczuł jak szczupłe ręce go obejmują, przyciągając jeszcze bliżej siebie.
- Pamiętasz, że Cię kocham, prawda? Chociażby nie wiem co.
- Pamiętam, Chaz.

Odpowiedział, zamykając oczy i wczuwając się w bicie serca, które wyraźnie czuł pod swoimi plecami i stertą mokrych ubrań. 





  Młody chłopak wdrapał się po trzech schodkach i stanął przed zniszczonymi drzwiami.
Westchnął głośno i popchnął je, próbując nie zwracać uwagi na okropny stan jego rodzinnego domu. Zaledwie siedem lat temu wydawał się wyglądać idealnie. Żadnego odpadającego tynku, żadnych okien, a raczej dziur zabitych dechami. Jeszcze zanim ogień pochłonął to miejsce wraz z jego historią. Kiedyś może i byłby wściekły, że jacyś gówniarze zniszczyli to miejsce, ale teraz? Teraz było mu to obojętne. Z domem, czy bez niego nie odzyska rodziny.
  Przekroczył próg, stając na środku przedpokoju, a raczej jego pozostałości. Jego wzrok musiał przyzwyczaić się do ciemności, bo promienie słońca nie miały jak się przedostać do środka.
  Na moment zajrzał do salonu, w którym bawił się z dwojgiem najważniejszych dla niego mężczyzn. Resztki stołu i krzeseł walały się po pokrytej gruzem podłodze. W kącie zauważył czarną torbę i wiedział, że dobrze zrobił przychodząc tutaj.
  Zamknął oczy, biorąc głęboki oddech.
Z ciężkim sercem ruszył ku górze, skąd dochodził radosny głos jego ojca, który mógł wyraźnie usłyszeć. Nic po za nim nie było tu obecne. Martwa cisza pochłaniała to miejsce.

   Powolnym krokiem wszedł po rozpadających się schodach, przekroczył próg sypialni i przystanął na moment nasłuchując. Już prawie zapomniał jak melodyczny potrafił być ten głos.
- Byłem naprawdę na nich wściekły za to, że skleili mi włosy. Oczywiście Joe i Brad uważali, że był to doskonały żart i potem przez długi czas przezywali mnie The Glue. Hahn przez długi czas wykręcał się, że to Remy był winny, ale ja wiem, że to on to zrobił.
Zaśmiał się głośno, przez co serca Otisa stało się jakby jeszcze cięższe. Był szczęśliwy.
- Wiesz, Joe twierdził, że ma alter ego, które nazywa się Remy. Po za tym ma obsesję na punkcie żab. Za to Brad...
Siedemnastolatek przełknął ślinę i wszedł do łazienki napotykając wzrokiem swojego tatę.
Siedział w zardzewiałej białej wannie, szczęśliwy jak nigdy. Zupełnie jakby ciemność i bałagan mu nie przeszkadzały. Zupełnie jakby nie zauważał resztek zaschniętej krwi na randach tej cholernej wanny.
- Tato?
Głos mu zadrżał, a oczy lekko się zaszkliły. Nie wiedział  czy z radości, że w końcu go widzisz, czy może w obawie, że to co widział wcale nie było najlepszym znakiem. Nadal jednak miał nadzieję.
- Z kim rozmawiasz?
Zapytał niemal szeptem, wpatrując się w pustą przestrzeń, nie dopuszczając do siebie najgorszej opcji. Dyskretnie rozejrzał się w poszukiwaniu jakiejś sylwetki, która skrywałaby się w cieniu, ale nikogo nie dostrzegł.
 - Otis!
Widział jak jego oczy zapłonęły tysiącem iskierek, gdy napotkał go wzrokiem.
- Boże, jak ja się za Tobą stęskniłem! Przytuliłbym Cię, ale jestem cały mokry.
Ojciec posłał mu przepraszający uśmiech, wyciągnął jednak ochoczo w jego stronę swoją dłoń.
Nastolatek zmierzył mężczyznę od stóp do głowy.
- Nie szkodzi.
Posłał mu wymuszony uśmiech, walcząc z dławiącymi łzami i wielką gulą w gardle.
Przecież on wcale nie był mokry!
Podszedł do niego niepewnie. Chwycił jego dłoń i nie potrafiąc dłużej się powstrzymać wpadł w jego ramiona, przytulając go mocno i przygryzając drżącą wargę.
- Mój mały brzdąc.
Usłyszał jak śmieje się wdzięcznie, targając jego ciemne włosy.
- To... Z kim rozmawiałeś?
Zapytał ponownie, w duchu modląc się, aby powiedział, że ze starym znajomym przez telefon. Łudził się do ostatniej chwili, wiedząc i tak, że to co zaraz usłyszy ponownie przewróci jego świat do góry nogami. Bo przecież nigdzie nie było żadnego telefonu, przez który mógłby rozmawiać.

- Z Chester'em, głuptasie.
Świat stanął na moment, a jego serce złapał nieprzyjemny skurcz. To koniec. Koniec nadziei na odzyskanie ojca; koniec wmawiania sobie, że kiedyś znów będą tworzyć szczęśliwą rodzinę.
Przełknął głośno ślinę.
- Tato...
Zaczął, patrząc w radosne oczy ojca. Nie chciał gasić tych iskier, które rozjaśniały jego oczy. Naprawdę nie chciał, ale wiedział, że musi.
- Chester nie żyje. Zabił się siedem lat temu.





Nie wiedział czemu się roześmiał. Bo co jest takiego śmiesznego w tym, że Twój dziesięcioletni syn mówi Ci, iż Twój kochanek nie żyje, podczas, gdy tak naprawdę siedzi za Tobą, szepcząc Ci do ucha uspakajające słowa. Podczas, gdy czujesz bicie jego serca.
- Pewnie miał koszmar, nie przejmuj się. Ostatni często je miewał.
Usłyszał głos bruneta i pokiwał głową patrząc na Otisa łagodnym wzrokiem.
- Nie prawda, Otis. Chester tu jest. Nie bój się, nie zostawi nas.
Wytłumaczył spokojnie, gładząc dłoń Bennington'a, która spoczywała w miejscu, gdzie biło jego serce. Niepewnie obserwował, jak jego oczko w głowie siada pod ścianą i chowa twarz w dłoniach.
- Co Ty pieprzysz, tato?! Chester’a nie ma, rozumiesz? On nie żyje!
- Otis!

Zganił syna. Sam nie wiedział jednak za co; za jego słownictwo, czy może za fakt, że próbował wmówić mu takie okropne rzeczy. 

Fakt, że dziesięciolatek przeklinał i upierał się, że osoba, która znajduje się w tym samym pomieszczeniu, nie żyje był dość niepokojący.
- Nie widzisz tego?
Jego syn zapytał bezradnie, ukazując mu na moment swoją zapłakaną twarz.
- Nie widzisz tych ruin? Nie widzisz tej krwi? Nie widzisz MNIE? Nie mam dziesięciu lat, do cholery! Miałem je siedem lat temu, kiedy ON podciął sobie żyły w tej pieprzonej wannie!
Wrzasnął wstając, łapiąc się bezradnie za głowę. Szlochał, a Mike nie wiedział co zrobić.
Podniósł się w szoku, wychodząc z wanny i podchodząc do drobnej sylwetki swojego małego syna. Przyłożył dłoń do jego czoła.
- Masz gorączkę, Otis. Majaczysz.
Powiedział spokojnie, przygarniając go i zamykając w swoim ciepłym, ojcowskim uścisku.
- Powinniśmy pojechać do lekarza.
Odwrócił na moment głowę w stronę wanny, skąd brunet przyglądał im się zmartwiony.
- Chester ma rację. Jedziemy do szpitala.
Szepnął cicho, chwytając dłoń swojego dziesięcioletniego synka, wyprowadzając go z łazienki, którą wypełniał blask promieni słonecznych. 

Martwił się, bo jego syn widział rzeczy, których tak naprawdę nie było. 
Jakie ruiny? Jaka krew?
Za wszelką cenę starał się nie zwracać uwagi na trzy słowa, które Otis powtarzał jak jakąś mantrę.
Chester nie żyje.
Przecież Chester żył! I miał się świetnie. 





   Potulnie dał się prowadzić przez korytarze szpitala, próbując powstrzymać kolejne łzy, które napływały mu do oczu.
   Nie prosił o tak wiele. Chciał jedynie odzyskać swojego tatę. Spike’a Minodę, którego kochał tak przyzywać wraz z Chester’em.
   Chester...
Doskonale pamiętał, jak z uśmiechem pomógł mu się ubrać, wręczył mu nowy, jeszcze nierozpakowany tor wyścigowy i wysłał go do Alex’a - chłopaka z sąsiedztwa.
Pamiętał wyraz twarz mamy swojego przyjaciela, gdy znalazła Chester’a w wannie. Pamiętał szkarłatną wodę otaczającą bezwładne ciało jego drugiego taty. Pamiętał mnóstwo policjantów i pytań. Jednak najbardziej zapadły mu w pamięć wrzaski Mike’a. Szloch, który go paraliżował. Stał przestraszony, patrząc jak jego tata klęczy na kolanach, błagając by jego ukochany Chester wrócił.
   Pociągnął nosem starając się wymazać obrazy ze swojej głowy.
Musiał dotrzeć do lekarza prowadzącego. Musiał powiedzieć mu, że jego tata nie wyzdrowiał, że nie poprawiło mu się przez te siedmiu lat, które spędził w zamknięciu.
- Jak się nazywa Twój lekarz, Otis?
Spojrzał na swojego tatę nieprzytomnie i spuścił wzrok.
- Pan Anderson.
Wymamrotał. 

  Nie chciał, ale musiał. Musiał oddać go ponownie w ręce psychiatry, jeśli chciał odzyskać starego Spike’a Minodę. 




- Pan Shinoda, miło Pana widzieć.
Pół-Japończyk uśmiechnął się przyjaźnie w stronę lekarza, podając mu dłoń, którą mężczyzna od razu uścisnął.
- Proszę za mną.
Polecił i ruszył przodem, posyłając Otisowi pokrzepiający uśmiech.
Idąc spokojnym krokiem przez szpitalny korytarz, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wydawał się znajomy, tak samo jak stary telefon stacjonarny wiszący na ścianie.
Wyglądał dokładnie tak samo jak ten w ośrodku, w którym spędził siedem miesięcy wraz z delegacją ze swojej firmy.
- Uhm, przepraszam doktorze.
Wymamrotał, zatrzymując się przy owym telefonie, przypominając sobie, że dwudziestodziewięciolatek pewnie odchodzi od zmysłów, martwiąc się o Otis'a.

- Mógłbym zadzownić do kogoś?
Zapytał uprzejmie, nie zwracając na podniesione brwi lekarza.
- Oczywiście.
Usłyszał odpowiedzieć i posłał uśmiech pełen wdzięczności w stronę starszego mężczyzny.
Szybko wykręcił numer, który znał na pamięć i zaczekał cierpliwie, aż osoba po drugiej stronie podniesie słuchawkę.
- Chester?
Zapytał, gdy do jego uszu dotarł cichy szept.
- Jesteśmy już w szpitalu, więc się nie martw, okej?  

Poprosił, siląc się na spokój.
- Będę na Was czekał.

Usłyszał odpowiedź i uśmiechnął się do słuchawki.
Już miał ją odkładać, kiedy głos Bennington’a ponownie zadzwonił w jego głowie.
- I Mike...?
- Tak?
- Kocham Cię, chociażby nie wiem co... Pamiętasz, prawda?
- Pamiętam, Ches.

Z uśmiechem na ustach odłożył słuchawkę na miejsce i przeniósł swój wzrok na mężczyznę w białym kitlu, który nie wiadomo kiedy znalazł się przy telefonie. Popatrzył na pół-Japończyka poważnie, a po chwili uniósł swoją dłoń, w której znajdował się urwany kabel od telefonu. 




  
Ze łzami w oczach wpatrywał się w nagrobek na pobliskim cmentarzu.
Tęsknił za nim, to przecież oczywiste. Był dla niego jak drugi tata.
   Pociągnął nosem i przeniósł wzrok na swojego prawdziwego ojca, który rozbity klęczał tuż przy jego grobie. Nie wyobrażał sobie tego, co mógł czuć w tamtej chwili. 

  - Otis...
Szepnął patrząc na niego z niedowierzaniem i zaszklonymi oczami.
- Ty...
-  Mam siedemnaście lat, tato. Wiem.

Wykrzywił wargi w grymasie, który miał przypominać porzkepiający uśmiech, ale zrezygnowany odpuścił i po prostu uklęknął obok niego, przytulając się do jego boku.
- Chester...
- Nie żyje.

Dokończył za niego i mocniej go do siebie przytulił, gdy zaszlochał bezradnie nie potrafiąc poradzić sobie z bólem po stracie ukochanej osoby.




  
To nie mógł być jego dom. Te wszystkie ruiny...
Przełknął ślinę i wspiął się po betonowych schodkach stając przed drzwiami.
Minął tydzień odkąd był tu po raz ostatni.
   Chwycił za klamkę i popchnął drewniane pozostałości po frontowych drzwiach.
Wszedł nie pewnie do środka, rozglądając się z niedowierzaniem. Wszystko było w rozsypce. Zupełnie jak jego życie.
Stanął na środku ciemnego salonu, powstrzymując łzy.
Przecież tydzień temu czuł bicie jego serca. CZUŁ. Na własnej skórze.
Dokładnie tak jak teraz czuł ręce oplatają jego klatkę piersiową i tors przyciskający się do jego pleców.
- Mikey, tęskniłem.
Usłyszał tuż przy swoim uchu i musiał zacisnąć powieki.
To nie było prawdą...
- Czemu nic nie mówisz?
- Bo Ciebie tu nie ma, Chester. Nie żyjesz! Leżysz w pieprzonej trumnie przywalony ziemią. Zostawiłeś nas...

Powiedział cicho i beznamiętnie. Nie miał siły. Nie miał siły już na nic. Nie pojmował tak właściwie co się stało i czemu tak się stało. Czemu ich zostawił? Czemu się zabił?
- Nie prawda. Jestem tu, słyszysz? Jestem...
Przełknął głośno ślinę, gdy ciepłe dłonie przesunęły się po jego klatce piersiowej, gdzie znajdowało się jego bijące szybko serce.
- Jestem tu i nigdzie się nie ruszam, słyszysz?
Pokiwał nieprzytomnie głową. Podszedł pod zniszczoną ścianę ich dawnego salonu i zjechał po niej plecami, siadając na podłodze pokrytej gruzem.
- Kocham Cię, Mikey. Choćby nie wiem co.
- Ja Ciebie też, Ches.

Wyszeptał, tępo wpatrując się w przeciwległą ścianę.
- To już siedemnaście lat...
Odwrócił głowę w lewo i spojrzał na twarz bruneta, która nadal miała dwadzieściadziewięć lat, podczas gdy on w lustrze widział trzydziestopięciolatka z odciśniętym piętnem czasu.
Posłał mu delikatny uśmiech i złożył na jego wąskich wargach pocałunek, ciesząc się, że ponownie może poczuć ich smak. 



~*~

   Jak może czuć się człowiek, który dowiaduje się, że wszystko co robił przez ostatnie siedem lat działo się tylko i wyłącznie w jego głowie? Wszystko co widział i słyszał, a nawet czuł. 
  Jak może się czuć mężczyzna, który został postawiony przed faktem, że jego ukochany od siedmiu lat nie żyje, a on rozmawiał z powietrzem? 
  Jak może się on czuć, dowiadując się, że przez cholernych siedem, długich lat był zamknięty w szpitalu psychiatrycznym, sądząc, że opuścił swoją rodzinę jedynie na siedem miesięcy? Sądząc, że inni pacjenci oddziału z rozdwojeniem jaźni, bądź innymi dolegliwościami są jego kolegami z pracy?
  Nijak. 
  Po stracie Chester'a ból był tak wielki, że na podstawie wspomnień Mike stworzył w swojej głowie świat, w którym cała ich trójka nadal żyła szczęśliwie i nie zdawał sobie sprawy z tego, że był sam. Że nie otaczało go nic po za powietrzem i wspomnieniami w jego głowie. To miłość doprowadziła go do takiego stanu. Nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że jego ukochanego już nie ma. Nie ma i nigdy nie będzie. Nie docierało do niego to, że stracił Chester'a; przyjaciela, kochanka, bratnią duszę i miłość swojego życia.
  Wolał żyć jako szczęśliwy szaleniec z zaburzeniami, niż umierać samotnie, każdego dnia wypalany i trawiony przez tęsknotę i miłość.

------------------------------------------------------------
Rozdziału co prawda nie ma, mimo że obiecałam. I nawaliłam, wiem. Ciężko to wytłumaczyć, więc nie będę tego robiła. Powiem tylko tyle, że go nie napisałam. Ale za to dałam Wam oto tego one-shot'a. Już dawno miałam ochotę go napisać, ale nie mogłam się zebrać. 
Pomysł jest absurdalny, ale w końcu to fanfiction. 
Napisany najlepiej też nie jest, bo ostatnio ciężko mi napisać cokolwiek. Jednak lepsze to, niż nic. 
Co do rozdziału, to szczerze nie mam pojęcia kiedy się pojawi. 
Wieczorem zabieram się za nadrabianie czytania blogów, bo narobiłam sobie zaległości.  
A tymczasem... Pozdrawiam i mam nadzieję, że wena - lub cokolwiek - szybko powróci. 
Hush Yael - Oh, Sleeper. 
Johnny Ringo - Crown The Empire 
The Worst In Me - Like Moths to Flames 
GNF - Like Moths to Flames   
Szczerze wątpię, żeby komuś przypadły one do gustu, ale mimo, że mało mają do czynienia z tym one-shotem to przy nich właśnie on powstał.
Ach, jeszcze dodam, że inspiracją był film Dom Snów (Dream House), który szczerze polecam.

16 komentarzy:

  1. O Boże ... Jak to czytałam, miałam łzy w oczach. Szkoda mi Mike' a ... To, że on myślał i czuł, że Chester żyje. To było takie świetne, że mam ochotę na więcej... Ale też tak ogólnie, to zapraszam do mnie: lost-in-your-mistakes.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. O Jezu. Jak przeczytałam to zdanie, że Chester nie żyje, aż przeszły mnie ciarki. Cierpienie Mike'e jest straszne, aż rani, rozdziera serce; a to wspomnienie z alter ego Joe'ego, Remy'em (o ile tak to się pisze...), przyznaję, aż zachichotałam :) I serio, sądziłam, że ten oneshot skończy się inaczej, ale to też jest alternatywa. Najwyraźniej piszę za dużo radosnych tekstów i trudno jest mi się przestawić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny. Naprawdę... Przez to że sama uwielbiam i oglądać i czytać rzeczy wpływające na psychikę i pozornie absurdalne to serio bardzo mi się podobało. Opisanie tego było trudne, ale poradziłaś sobie. W pewnym momencie nie wiedziałam, co się dzieję, ale końcówka wszystko wyjaśnia w ciekawy sposób. Moja jedyna uwaga - wyłapałam jeden błąd - pisze się "naprawdę". :) Przepraszam, że się czepiam, ale wolę napisać. A, i u mnie na blogu pojawiły się informacje, zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cholera... wszystko było takie piękne, uśmiechałam się, kiedy czytałam, a koniec tak mnie dobił,że nie wiem, co napisać. Biedny Mike, biedny Otis... No i co Chesterowi strzeliło do głowy, żeby popełnić samobójstwo?! Ale czytało się wspaniale i, mimo, że to tylko oneshot, nie pozostawił we mnie jakiegoś niedosytu, wręcz przeciwnie, wszystko zakończyło się tak, jak powinno.. chociaż to może trochę nieodpowiednie słowa, w przypadku tak smutnego zakończenia, ale chodzi mi o to, że po prostu wszystko do końca nam pokazujesz. Dobra, ostatnio nie wychodzi mi przelewanie swoich myśli na papier, nawet w przypadku komentarzy, o opowiadaniu już nie mówiąc.
    W każdym razie jesteś genialna i uwielbiam wszystko, co wychodzi spod Twojej ręki. ;)
    No i jak już wyżej pisałam, rozdział u mnie... cóż, szczerze, nie wiem, czy kiedykolwiek w ogóle się pojawi.
    Aktualnie mam pomysł na całkiem inną historię, bo zaczytuję się w całkiem innych opowiadaniach, jednak nawet pomimo tego pomysłu nie mam jakoś ochoty otworzyć Worda i zacząć pisać, chyba jestem po prostu zbytnim leniem. ;)
    Ale mam nadzieję, że u Ciebie rozdział pojawi się jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  5. nie no, fajnie, że mnie poinformowałaś o tym jednoparcie -.- mniejsza z tym. wczoraj czytałam go przed zaśnięciem i powiem ci, że naprawdę byłam pozytywnie zaskoczona, wciąż jestem, bo pomysł miałaś genialny i świetnie to opisałaś. kiedy okazało sie, że Chest sie zabił, a to wszystko działo sie tylko w głowie Mike'a zrobiłam sówkę O.O no, dokładnie tak wyglądałam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam, na http://szczere-i-sprawiedliwe.blogspot.com ukazała się ocena Twojego bloga. Numer 897. Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra, konkretnie się tu teraz wyprodukuję, będzie to chyba mój najdłuższy komentarz w historii xD.
    Zaczynając od moich odczuć przy przeczytaniu tego: Najlepszy shot, jakikolwiek czytałam. Poruszył mnie dogłębnie. Sama myśl przyprawia mnie o deszcze. To budowanie własnego świata, życie wspomnieniami... czuję się podobna do Mike w tym opowiadaniu. Ucieka od szarej rzeczywistość, woli żyć swojej wyobraźni.
    Teraz tak ogólnie: Pomysł jest po prostu genialny, tak jak i wykonanie. Nie znoszę takich dramatów, zbyt wczuwam się w te opowiadania... są zarazem piękne, poruszają, ale na moje nerwy i psychikę są nieodpowiednie. To było po prostu pięknie, pod każdym względem. NIe ma się do czego doczepić. Oszołomiłaś mnie tym shotem. Wiesz, że się powtarzam, ale nie mogę wyjść z wrażenia i podziwu.
    Chester ciągle powtarzający, żeby pamiętał o tym że go kocha. Jestem tylko strasznie ciekawa, dlaczego się zabił. Czuję tu taką pustkę, chciałabym wiedzieć co z nimi dalej.Tyle pytań, brak odpowiedzi. Naprawdę współczuję MIke'owi. Mi jest ciężko pogodzić ze śmiercią kota,więc nie wyobrażam sobie co przeżył:P. Dobra wracając: po prostu nie wiem co napisać, te wszystkie uczucia, opisy - idealne, no kurwa, chyba isze to słowo 5 raz. Otis musiał mieć ciężko, z faktem, że jego ojciec się izoluje. A i jestem ciekawa jak traktował ich związek. Jeszcze do tego był już starszy.
    Ten moment kiedy Mike uświadomił sobie, że on nie żyję już 7 lat. To straszne było. Rozmowa z duchem?Wspomnieniem?
    Czuję tylko ten delikatny niedosyt. Tak bardzo chciałabym wiedzieć co dalej. Jak Mike żył z tym faktem. Chciałabym tyle napisać, ale po prostu nie umiem wyrazić tego słowami, ten shot tak strasznie mnie dotknął, że to trudne do pojęcia. Chciałabym tylko zrozumieć dlaczego się zabił. Do tego podciął żyły..w tej wannie. Ten moment, kiedy wpada do tej wanny.
    No i ten, kiedy on mu powiedział, że już przecież nie żyjesz, tylko leżysz w grobie. To było takie... ey serce mnie boli jak to pisze D:... I te słowa, że go nadal kocha. Niby takie wszystko wyjaśnione, ale nadal tego nie pojmuję. Tak czuć wspomnienia, pozostałości po kimś.

    "- Kocham Cię, Mikey. Choćby nie wiem co.
    - Ja Ciebie też, Ches."
    Końcówka mnie po prostu zabija. Serio, płakać mi się chce jak to czytam.
    Dobra, już nie będę pisać tego co jest jasne, próbowałam wyrazić ten mętlik we mnie, podczas czytania tego opowiadania. Dobił mnie na całej linii, ale był piękny. Po prostu piękny idealny. Chciałabym móc go bardziej zrozumieć, mimo, że wszystko jest jasne. Gratuluję Ci takiego talentu - takiego pomysłu, napływu weny. Czuję się strasznie na samą myśl. Napisz jak najszybciej dział, odciągnij mnie od świata ego shota, bo normalnie mnie to męczy, nawet nie wiesz jak. Życzę weny, całuję i dziękuję za takie opowiadanie. No po prostu dziękuję.
    A i nie każ mi długo czekać. Jeden z najlepszych Bennodowych blogów. Tylko mi pozostaje pokłony bić :p


    A ja Ci się czytać nie chcę, to po prostu REWELACJA, FANTASTYCZNY, POWALAJĄCY, NIE DO OPISANIA, CZAPKI Z GŁÓW i inne :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Haha, widzę, że my sobie przez blogi odpisujemy. No, ja wcale nie uważam, że przesadzam, tylko napisałam jak to odebrałam. Ty się lepiej śpiesz, bo ja mam 2 strony, do końca tyg dodaję, liczę na to samo z twojej strony (wiem, że zacytowałam twoje słowa xD)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nominowałam Cię do Versatile Blogger Award :) http://lazy-lovers.blogspot.com/2013/02/the-versatile-blogger.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Odpowiedzi
    1. ja jak najbardziej, ale moja wena chyba umarła >.<

      Usuń
  11. Dodałam oneshota, zapraszam ;3

    OdpowiedzUsuń
  12. Dawno nic nie dodawałaś :c Mam nadzieję, że niedługo się to zmieni!
    Ja w celach informacyjnych - założyłam nowego bloga - jeśli masz ochotę zajrzyj :) http://always-and-forever-larry.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Okej. Chyba Cię nie lubię. XD
    Nie napisałaś nic od............ 100000000000000000dni, kobieto!
    No i przy okazji zapraszam na (w końcu!) kolejny rozdział bennody u mnie:)

    OdpowiedzUsuń