"...i nie chcę już istnieć w Twoim świecie
tylko jako 'wyjście awaryjne'."
To nie tak, że liczył na jakieś wielkie, szczęśliwe zakończenie typu: Przyjaciele zaakceptowali całą sytuację, Anna wykazała się wyrozumiałością oraz życzliwością i życzyła im wszystkiego co najlepsze. Wydali płyty, które stały czymś wielkim na rynku muzycznym, osiągnęli sukces na skalę światową i żyli długo i szczęśliwe.
To nie tak, że liczył na to, że ich życie stanie się bajką, wszystko ułoży się wspaniale i idealnie.
Nie liczył na to, że każdy z nich zrzeknie się wszystkiego, tylko po to, aby ze sobą być - czy jakkolwiek to się nazywało, tak jak nie liczył na wielkie wyznania miłości, oraz wylewne błagania o zaakceptowanie ich związku, którego w sumie tak na prawdę nie było, jakby dłużej się zastanowić; żaden związek nie istniał. Był raczej jakiś tam ich dziwny... Układ.
W każdym bądź razie wiedział, że nie ma co spodziewać się czegoś takiego ze strony Mike'a, no ale chyba odezwać się mógł? Nie musiał stać tam jak słup soli i wpatrywać się w swojego przyjaciela bez słowa!
Odchrząknął cicho, czując drażniącą i drapiącą suchość w gardle, spowodowaną zdenerwowaniem i lekkim zażenowaniem, a następnie sam niepewnie zerknął na Brad'a, który także stał wpatrując się w nich chłodno.
Kiedy tylko zaspany Chester wyszedł z tej przeklętej sypialni, wybierając sobie na to po prostu idealny moment i wtulił się w ciepły bok pół-Japończyka, nie był jeszcze niczego świadom. Nie był świadom tego, że za drzwiami, na korytarzu stoi Delson i że wszystko potoczy się w takim właśnie oto kierunku, kiedy tylko ten da o sobie znać cichym chrząknięciem, a Bennington niemal od razu rozbudzi się, uświadamiając sobie w jakie kłopoty się wpakowali. Nie wiedział i nie mógł tego wiedzieć, ani przewidzieć; mógł jedynie zmierzyć się z tym wszystkim i załagodzić to najbardziej jak się tylko dało.
Przenosząc wzrok na czerwonowłosego, zacisnął zęby, czując jak niewyjaśniona złość gromadzi się w nim. Tak na prawdę, to w tamtej chwili stało mu się wszystko obojętne. Jeśli Shinody nie było stać na wyjaśnienie tego wszystkiego, to on nie będzie się tym trudził, mimo, że znajdowali się teraz na krawędzi cholernej przepaści, tracąc grunt pod nogami.
Mruknął pod nosem coś, co miało przypominać ciche "idę się ubrać" i odsuwając się od przyjaciela - czy może raczej kochanka - zniknął za drzwiami sypialni.
Przełknął głośno ślinę, gdy jego spojrzenie wylądowało na łóżku, które w tamtej chwili było jednym, wielkim bałaganem i wydawało się być miejscem zbrodni. Pewnie gdyby nie poranna konfrontacja z Brad'em teraz uśmiechałby się na wspomnienia, które wywoływał cały ten widok, a nie czuł się winny przez to co zaszło.
To nie tak, że liczył na to, że ich życie stanie się bajką, wszystko ułoży się wspaniale i idealnie.
Nie liczył na to, że każdy z nich zrzeknie się wszystkiego, tylko po to, aby ze sobą być - czy jakkolwiek to się nazywało, tak jak nie liczył na wielkie wyznania miłości, oraz wylewne błagania o zaakceptowanie ich związku, którego w sumie tak na prawdę nie było, jakby dłużej się zastanowić; żaden związek nie istniał. Był raczej jakiś tam ich dziwny... Układ.
W każdym bądź razie wiedział, że nie ma co spodziewać się czegoś takiego ze strony Mike'a, no ale chyba odezwać się mógł? Nie musiał stać tam jak słup soli i wpatrywać się w swojego przyjaciela bez słowa!
Odchrząknął cicho, czując drażniącą i drapiącą suchość w gardle, spowodowaną zdenerwowaniem i lekkim zażenowaniem, a następnie sam niepewnie zerknął na Brad'a, który także stał wpatrując się w nich chłodno.
Kiedy tylko zaspany Chester wyszedł z tej przeklętej sypialni, wybierając sobie na to po prostu idealny moment i wtulił się w ciepły bok pół-Japończyka, nie był jeszcze niczego świadom. Nie był świadom tego, że za drzwiami, na korytarzu stoi Delson i że wszystko potoczy się w takim właśnie oto kierunku, kiedy tylko ten da o sobie znać cichym chrząknięciem, a Bennington niemal od razu rozbudzi się, uświadamiając sobie w jakie kłopoty się wpakowali. Nie wiedział i nie mógł tego wiedzieć, ani przewidzieć; mógł jedynie zmierzyć się z tym wszystkim i załagodzić to najbardziej jak się tylko dało.
Przenosząc wzrok na czerwonowłosego, zacisnął zęby, czując jak niewyjaśniona złość gromadzi się w nim. Tak na prawdę, to w tamtej chwili stało mu się wszystko obojętne. Jeśli Shinody nie było stać na wyjaśnienie tego wszystkiego, to on nie będzie się tym trudził, mimo, że znajdowali się teraz na krawędzi cholernej przepaści, tracąc grunt pod nogami.
Mruknął pod nosem coś, co miało przypominać ciche "idę się ubrać" i odsuwając się od przyjaciela - czy może raczej kochanka - zniknął za drzwiami sypialni.
Przełknął głośno ślinę, gdy jego spojrzenie wylądowało na łóżku, które w tamtej chwili było jednym, wielkim bałaganem i wydawało się być miejscem zbrodni. Pewnie gdyby nie poranna konfrontacja z Brad'em teraz uśmiechałby się na wspomnienia, które wywoływał cały ten widok, a nie czuł się winny przez to co zaszło.
Takie coś jak przestrzeń nie miało dla nich znaczenia; nie istniało. Po prostu nie. To słowo, widniejące na stronicach ich osobistych słowników, zatarło się nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Jedynce co się liczyło to bliskość.
Usta do ust.
Ciało do ciała.
Każdy dotyk zdawał się rozpalać prawdziwy ogień w ich ciałach i duszach; żywy, palący oraz przyjemny żar potęgujący odczucia trawił ich wnętrzności, sięgając swoimi językami do wszystkich zakamarków, nie pozostawiając nic.
Obejmując się mocno i zdecydowanie, podążali korytarzem w stronę schodów, nadal nie przestając się całować z dziką pasją. Z każdą sekundą zatracali się w sobie coraz bardziej, a ich ciała i umysły zdawały krzyczeć "WIĘCEJ!". To starszy z nich postawił pierwszy krok na stopniu, górując nad młodszym i ciągnąc go ze sobą, gdy stawiał kolejny i kolejny krok. Z dość głośnym hukiem plecy pół-Japończyka uderzyły o ścianę przy schodach, gdy ten stracił równowagę; zbyt wiele emocji na raz i zwroty głowy, wywołane intensywnością doznań nie były zbyt dobrym sprzymierzeńcem w wspinaczce po schodach.
Blondyn zaśmiał się w jego usta, delikatnie przygryzając jego dolną wargę i dociskając go na moment do muru. Ta cała euforia, który ich otaczała, była czymś niesamowitym. Wszystko wydawało się takie normalne, naturalne, wręcz na miejscu. Na dodatek te cudowne uczucie lekkości, które z łatwością wywoływało uśmiech na jego twarzy.
Michael westchnął dość głośno, gdy ciepła dłoń znalazła się pod jego koszulką, śledząc linię jego pleców. Zdecydowanie odepchnął się od ściany, nie mając ochoty tkwić na schodach w nieskończoność.
Niespodziewający się niczego drugi mężczyzna, zachwiał się lekko w wyniku
czego sam stracił równowagę i usiadł, czy może raczej położył się na schodach i zaśmiał na głos, wpatrując w ciemne oczy nad nim, w których błyszczało pożądanie.
Pół-Japończyk oparł swoje czoło o czoło Chester'a i także parsknął śmiechem, łapiąc przy okazji oddech, którego powoli zaczynało mu braknąć.
- Chodź.
Zaśmiał się ponownie, łącząc ich usta z powrotem i podciągając dwudziestoczterolatka do pozycji stojącej, by ruszyć i pokonać resztę stopni dzielących ich od sypialni.
W domu panowała idealna cisza i jeśli ktoś bardzo mocno wsłuchał by się w nią, zapewne bardzo wyraźnie usłyszałby przyśpieszone bicie dwóch serc, które zdawały bić niemal w identycznym, szaleńczym tempie. Oboje mieli wrażenie, jakby zaraz miało wyskoczyć im z piersi.
Shinoda ponownie się zaśmiał, gdy tylko dotarli na samą górę i wylądowali na drzwiach od jego sypialni i Chester jęknął sfrustrowany, nie mogąc natrafić na klamkę, którą próbował wyśledzić po omacku. Cóż, raczej znalezienie przeklętej klamki nie jest zbyt łatwe, gdy jest się przyciśniętym do cholernych drzwi, ma się zamknięte oczy i tylko jedną rękę wolną, gdyż druga nadal wędruje po rozgrzanej skórze pod koszulką swojego przyjaciela.
- Pieprzona klamka.
Wymamrotał zdenerwowany w pełne usta Mike'a, które znajdowały się zaledwie ułamki milimetrów od jego własnych, próbując zaczerpnąć powietrza.
- Spokojnie.
Uśmiechnął się do niego, wyciągając dłoń i wyręczając Chester'a w otworzeniu drzwi, które były jedyną przeszkodą która dzieliła ich od jego sypialni.
Niecierpliwie przekroczyli próg, niezdarnie obijając się o framugę i pobliskie ściany, próbując jak najszybciej pozbyć się z siebie niezbędnych ubrań, które teraz zdawały się boleśnie palić ich skórę.
Każdy dotyk i pocałunek, czy to w usta, czy w szyję, albo ramię, czy obojczyk wydawał się taki naturalny, każdy dotyk wydawał się na miejscu.
Dziwne było to, że nie czuli się skrępowani, a przecież powinni, prawda? Byli przyjaciółmi, a nawet więcej - oboje byli mężczyznami.
Więc czemu tego nie odczuwali?
Może dlatego, że mieli wrażenie, jakby wszystko było po prostu kolejnością rzeczy, zupełnie jakby było to im przeznaczone.
Rozmyślania nad tym, nie były jednak tym na co mieli największą chęć i ochotę. Tak na prawdę to najchętniej oboje wyłączyliby myślenie i dali się po prostu ponieść.
Kiedy ostatnie warstwy ubrań wylądowały na podłodze, oboje opadli na łóżko śmiejąc się cicho.
Namiętność i dziwny letarg, w którym tkwili były wyczuwalne na kilka metrów, zupełnie jakby ich ciała emanowały nimi jak energią. Wydawali się zamknięci w wielkiej bańce zrobionej z euforii, spełnienia, podniecenia, szczęścia i ogromnej namiętności. To wszystko otaczało ich, sprawiając jakby dryfowali pośród fal; każdy ruch wykonywali nieśpiesznie i z wielką, wręcz dziką pasją, ciesząc się sobą nawzajem.
Usta do ust.
Ciało do ciała.
Każdy dotyk zdawał się rozpalać prawdziwy ogień w ich ciałach i duszach; żywy, palący oraz przyjemny żar potęgujący odczucia trawił ich wnętrzności, sięgając swoimi językami do wszystkich zakamarków, nie pozostawiając nic.
Obejmując się mocno i zdecydowanie, podążali korytarzem w stronę schodów, nadal nie przestając się całować z dziką pasją. Z każdą sekundą zatracali się w sobie coraz bardziej, a ich ciała i umysły zdawały krzyczeć "WIĘCEJ!". To starszy z nich postawił pierwszy krok na stopniu, górując nad młodszym i ciągnąc go ze sobą, gdy stawiał kolejny i kolejny krok. Z dość głośnym hukiem plecy pół-Japończyka uderzyły o ścianę przy schodach, gdy ten stracił równowagę; zbyt wiele emocji na raz i zwroty głowy, wywołane intensywnością doznań nie były zbyt dobrym sprzymierzeńcem w wspinaczce po schodach.
Blondyn zaśmiał się w jego usta, delikatnie przygryzając jego dolną wargę i dociskając go na moment do muru. Ta cała euforia, który ich otaczała, była czymś niesamowitym. Wszystko wydawało się takie normalne, naturalne, wręcz na miejscu. Na dodatek te cudowne uczucie lekkości, które z łatwością wywoływało uśmiech na jego twarzy.
Michael westchnął dość głośno, gdy ciepła dłoń znalazła się pod jego koszulką, śledząc linię jego pleców. Zdecydowanie odepchnął się od ściany, nie mając ochoty tkwić na schodach w nieskończoność.
Niespodziewający się niczego drugi mężczyzna, zachwiał się lekko w wyniku
czego sam stracił równowagę i usiadł, czy może raczej położył się na schodach i zaśmiał na głos, wpatrując w ciemne oczy nad nim, w których błyszczało pożądanie.
Pół-Japończyk oparł swoje czoło o czoło Chester'a i także parsknął śmiechem, łapiąc przy okazji oddech, którego powoli zaczynało mu braknąć.
- Chodź.
Zaśmiał się ponownie, łącząc ich usta z powrotem i podciągając dwudziestoczterolatka do pozycji stojącej, by ruszyć i pokonać resztę stopni dzielących ich od sypialni.
W domu panowała idealna cisza i jeśli ktoś bardzo mocno wsłuchał by się w nią, zapewne bardzo wyraźnie usłyszałby przyśpieszone bicie dwóch serc, które zdawały bić niemal w identycznym, szaleńczym tempie. Oboje mieli wrażenie, jakby zaraz miało wyskoczyć im z piersi.
Shinoda ponownie się zaśmiał, gdy tylko dotarli na samą górę i wylądowali na drzwiach od jego sypialni i Chester jęknął sfrustrowany, nie mogąc natrafić na klamkę, którą próbował wyśledzić po omacku. Cóż, raczej znalezienie przeklętej klamki nie jest zbyt łatwe, gdy jest się przyciśniętym do cholernych drzwi, ma się zamknięte oczy i tylko jedną rękę wolną, gdyż druga nadal wędruje po rozgrzanej skórze pod koszulką swojego przyjaciela.
- Pieprzona klamka.
Wymamrotał zdenerwowany w pełne usta Mike'a, które znajdowały się zaledwie ułamki milimetrów od jego własnych, próbując zaczerpnąć powietrza.
- Spokojnie.
Uśmiechnął się do niego, wyciągając dłoń i wyręczając Chester'a w otworzeniu drzwi, które były jedyną przeszkodą która dzieliła ich od jego sypialni.
Niecierpliwie przekroczyli próg, niezdarnie obijając się o framugę i pobliskie ściany, próbując jak najszybciej pozbyć się z siebie niezbędnych ubrań, które teraz zdawały się boleśnie palić ich skórę.
Każdy dotyk i pocałunek, czy to w usta, czy w szyję, albo ramię, czy obojczyk wydawał się taki naturalny, każdy dotyk wydawał się na miejscu.
Dziwne było to, że nie czuli się skrępowani, a przecież powinni, prawda? Byli przyjaciółmi, a nawet więcej - oboje byli mężczyznami.
Więc czemu tego nie odczuwali?
Może dlatego, że mieli wrażenie, jakby wszystko było po prostu kolejnością rzeczy, zupełnie jakby było to im przeznaczone.
Rozmyślania nad tym, nie były jednak tym na co mieli największą chęć i ochotę. Tak na prawdę to najchętniej oboje wyłączyliby myślenie i dali się po prostu ponieść.
Kiedy ostatnie warstwy ubrań wylądowały na podłodze, oboje opadli na łóżko śmiejąc się cicho.
Namiętność i dziwny letarg, w którym tkwili były wyczuwalne na kilka metrów, zupełnie jakby ich ciała emanowały nimi jak energią. Wydawali się zamknięci w wielkiej bańce zrobionej z euforii, spełnienia, podniecenia, szczęścia i ogromnej namiętności. To wszystko otaczało ich, sprawiając jakby dryfowali pośród fal; każdy ruch wykonywali nieśpiesznie i z wielką, wręcz dziką pasją, ciesząc się sobą nawzajem.
Z zaciśniętymi zębami pozbierał swoje ubrania z podłogi i wciągnął je na siebie niechętnie, jakby starając się jak najbardziej odwlec wyjście z tego pokoju i ponownie zmierzenie się z tym wszystkim. Nie miał na to najmniejszej ochoty, tym bardziej mając dziwne przeczucie, że to on będzie musiał wszystko wyjaśniać; odkąd opuścił korytarz nie usłyszał ani jednego słowa, ani od Michael'a, ani od Brad'a.
Rzucając ostanie spojrzenie na niepościelone łóżko i krzywiąc się przy tym nieznacznie, wziął głęboki oddech i chwycił za klamkę, otwierając drzwi i wychodząc na korytarz.
Wszystko zastał w dokładnie takim stanie, w jakim opuścił; jego kochanek, którym zdawał się być jeszcze zeszłej nocy, nadal stał i wpatrywał się tępo w Delson'a, który robił dokładnie to samo, jedynie jego wzrok wydawał się o wiele chłodniejszy.
- No co tak stoisz?!
Rzucił ze złością, powstrzymując się od zgrzytania zębami. Jednak jego niezawodna intuicja i tym razem go nie zawiodła, wyglądało na to, że to on będzie musiał wszystko tłumaczyć i był z tego powodu wściekły.
Wpatrując się beznamiętnie w profil Shinody - który wydawał się zapomnieć swojego języka w buzi - próbował przeanalizować i zrozumieć jego zachowanie, jednak w najmniejszym stopniu nie miał pojęcia czemu właśnie tak, a nie inaczej na to wszystko zareagował.
- Może w końcu wyjaśnisz to wszystko, co? Nie tylko jemu, ale i też mi!
Spróbował ponownie, za wszelką cenę dusząc w sobie ochotę głośnego prychnięcia i zaciskając wargi, powstrzymując się przed tym. A rano jeszcze wszystko zapowiadało się tak cudownie. Och, Boże. Jaki on był naiwny!
Pół-Japończyk jakby wybudził się z letargu, w którym tkwił i spojrzał na niego zagubiony.
- Chyba na to zasługuję, szczególnie po tym jak mnie przeleciałeś.
Stwierdził chłodno, odrobinę zniżając swój ton głosu. Nie to, żeby się wstydził tego, co między nimi zaszło, ale jakoś nie odczuwał potrzeby wykrzykiwać tego całemu światu i odnosić się tym na prawo i lewo. Drugą sprawą było, to że nie chciał też jakoś zbytnio odnosić się z tym przy mężczyźnie z burzą loków na głowie, no bo bądźmy szczerzy. Czym się tu chwalić, gdy wychodzi na to, że pierwsza noc z Shinodą, mogła okazać się także ich ostatnią? Taka mała przygoda, po której on okaże się nieużyteczną zabaweczką.
Rzucając ostanie spojrzenie na niepościelone łóżko i krzywiąc się przy tym nieznacznie, wziął głęboki oddech i chwycił za klamkę, otwierając drzwi i wychodząc na korytarz.
Wszystko zastał w dokładnie takim stanie, w jakim opuścił; jego kochanek, którym zdawał się być jeszcze zeszłej nocy, nadal stał i wpatrywał się tępo w Delson'a, który robił dokładnie to samo, jedynie jego wzrok wydawał się o wiele chłodniejszy.
- No co tak stoisz?!
Rzucił ze złością, powstrzymując się od zgrzytania zębami. Jednak jego niezawodna intuicja i tym razem go nie zawiodła, wyglądało na to, że to on będzie musiał wszystko tłumaczyć i był z tego powodu wściekły.
Wpatrując się beznamiętnie w profil Shinody - który wydawał się zapomnieć swojego języka w buzi - próbował przeanalizować i zrozumieć jego zachowanie, jednak w najmniejszym stopniu nie miał pojęcia czemu właśnie tak, a nie inaczej na to wszystko zareagował.
- Może w końcu wyjaśnisz to wszystko, co? Nie tylko jemu, ale i też mi!
Spróbował ponownie, za wszelką cenę dusząc w sobie ochotę głośnego prychnięcia i zaciskając wargi, powstrzymując się przed tym. A rano jeszcze wszystko zapowiadało się tak cudownie. Och, Boże. Jaki on był naiwny!
Pół-Japończyk jakby wybudził się z letargu, w którym tkwił i spojrzał na niego zagubiony.
- Chyba na to zasługuję, szczególnie po tym jak mnie przeleciałeś.
Stwierdził chłodno, odrobinę zniżając swój ton głosu. Nie to, żeby się wstydził tego, co między nimi zaszło, ale jakoś nie odczuwał potrzeby wykrzykiwać tego całemu światu i odnosić się tym na prawo i lewo. Drugą sprawą było, to że nie chciał też jakoś zbytnio odnosić się z tym przy mężczyźnie z burzą loków na głowie, no bo bądźmy szczerzy. Czym się tu chwalić, gdy wychodzi na to, że pierwsza noc z Shinodą, mogła okazać się także ich ostatnią? Taka mała przygoda, po której on okaże się nieużyteczną zabaweczką.
Mógł się tego spodziewać tak na prawdę, jednak naiwnie wierzył, że jego uczucia są odwzajemnione i wszystko się ułoży. Nie liczył na to, po prostu miał nadzieję.
Teraz wiedział, że nic nie będzie kolorowe i wszystko za kilka dni - jak nie za kilka godzin - obrócić się w proch, zabierając ze sobą jego serce.
- Nie mów tak, Chester!
Słowa dwudziestoczterolatka zdawał się podziałać na niego jak zimny kubeł wody, bo niemal natychmiast się ożywił i podniósł głos, odwracając się do niego przodem i mrużąc lekko oczy. Wydawał być się nie tyle co oburzony, ale raczej wstrząśnięty słowami blondyna.
Przecież nie zrobił nic, co dałoby mu podstawy, by tak sądzić, prawda?
Słowa dwudziestoczterolatka zdawał się podziałać na niego jak zimny kubeł wody, bo niemal natychmiast się ożywił i podniósł głos, odwracając się do niego przodem i mrużąc lekko oczy. Wydawał być się nie tyle co oburzony, ale raczej wstrząśnięty słowami blondyna.
Przecież nie zrobił nic, co dałoby mu podstawy, by tak sądzić, prawda?
PRAWDA?
- A jak inaczej to nazwiesz, co? Aktem miłości?
Ironia niemal że wypływała z całego jego ciała. Była doskonale słyszalna w głosie, a także widoczna w spojrzeniu. Wiedział, że częściowo rani go swoimi słowami i zachowaniem, ale on sam był zły. Mike tak na prawdę okazał się tchórzem, który nie potrafił nawet powiedzieć prawy swojemu przyjacielowi, którego znał od bardzo dawna.
Czerwonowłosy mężczyzna otworzył już usta, by coś powiedzieć, ale histeryczny śmiech, który rozniósł się echem po całym domu na jednej z ulic w Agoura Hills, mu przerwał.
Obydwoje jednocześnie spojrzeli na zanoszącego się śmiechem Brad'a.
- Kogo ja chcę oszukać, to nie jest żaden żart, prawda?
Śmiech ucichł, a na jego twarzy pojawiło się niedowierzanie i coś na kształt złości.
- O ja pierdole.
Wymamrotał pod nosem, łapiąc głowę w swoje dłonie, powtarzając to krótkie zdanie, jak jakąś mantrę.
Z łatwością można było stwierdzić, że cała ta sytuacja go przerastała, bo zaledwie po kilku sekundach zjechał placami po ścianie, siadając na podłodze, nadal trzymając swoją głowę w dłoniach.
Tak, to na prawdę było dla niego dużo, za dużo. I to nie tak, że miał coś przeciwko gejom, czy coś podobnego, po prostu w życiu jest tak, że niektóre rzeczy akceptuje się i toleruje bez problemu, jednak jeśli coś podobnego przytrafi się bliskim Ci osobom, nie wiesz jak się zachować i tracisz grunt pod nogami. Wszystko staje na głowie. Wszystko się zmienia.
Michael poszedł w ślady swojego przyjaciela i zajął miejsce na przeciwko niego, opierając się o ścianę za swoimi plecami. Wpatrywał się w niego strachem, czy raczej obawą o to, jak potoczy się nie tylko ich przyjaźń, ale losy reszty zespołu. Wszystko wisiało na włosku. Oni wisieli na włosku, nad ogromną przepaścią, walcząc o przetrwanie.
Chester natomiast oparł się o drzwi, nadal jako jedyny z całej trójki stojąc. Odchylił głowę do tyłu, dusząc w sobie ochotę kilkakrotnego uderzenia nią o powierzchnię drewna. Sytuacja wyglądała na prawdę beznadziejnie.
- To jest chore, Mike.
Wymamrotał cicho Delson, siląc się na chłodny, opanowany spokój. Obydwoje spojrzeli na niego przerażeni. No tak, jeśli słyszy się takie słowa w ustach przyjaciela, raczej nie skacze się z radości. Teraz tylko brakowało, żeby zaczął ich wyzywać od ciot, albo pedałów.
Zamilkł na kilka sekund, zbierając myśli.
W końcu nie na co dzień człowiek dowiaduje się, że jego przyjaciele - no właśnie, co? Sypiają ze sobą? SĄ ze sobą?
- I nie chodzi mi tu o waszą dwójkę. Nie obchodzi mnie czy jesteście ze sobą, czy też nie; nie obchodzi mnie kiedy, gdzie i jak to robicie, dopóki to nie zagraża naszemu zespołowi. Chodzi o to jak ich traktujesz, Mike.
Spojrzał na niego chłodno i jakimś błyskiem w oku, który przypominał odczucie, jak gdyby zobaczył go po raz pierwszy raz w życiu. I faktycznie tak też się czuł. Nie wiedział, że on - jego przyjaciel, którego znał tak dobrze i którego przez tyle lat był pewien - jest zdolny do czegoś takiego. To do niego nie pasowało; nie było podobne. To nie był jego Mike, którego znał od tak dawna.
- Pomyślałeś o Annie, albo chociaż, kurwa, o Chesterze? Nie możesz mieć wszystkiego, zrozum to. Zdecyduj się i wybierz, ale nie baw się ich uczuciami. Oni na to nie zasługują.
- A jak inaczej to nazwiesz, co? Aktem miłości?
Ironia niemal że wypływała z całego jego ciała. Była doskonale słyszalna w głosie, a także widoczna w spojrzeniu. Wiedział, że częściowo rani go swoimi słowami i zachowaniem, ale on sam był zły. Mike tak na prawdę okazał się tchórzem, który nie potrafił nawet powiedzieć prawy swojemu przyjacielowi, którego znał od bardzo dawna.
Czerwonowłosy mężczyzna otworzył już usta, by coś powiedzieć, ale histeryczny śmiech, który rozniósł się echem po całym domu na jednej z ulic w Agoura Hills, mu przerwał.
Obydwoje jednocześnie spojrzeli na zanoszącego się śmiechem Brad'a.
- Kogo ja chcę oszukać, to nie jest żaden żart, prawda?
Śmiech ucichł, a na jego twarzy pojawiło się niedowierzanie i coś na kształt złości.
- O ja pierdole.
Wymamrotał pod nosem, łapiąc głowę w swoje dłonie, powtarzając to krótkie zdanie, jak jakąś mantrę.
Z łatwością można było stwierdzić, że cała ta sytuacja go przerastała, bo zaledwie po kilku sekundach zjechał placami po ścianie, siadając na podłodze, nadal trzymając swoją głowę w dłoniach.
Tak, to na prawdę było dla niego dużo, za dużo. I to nie tak, że miał coś przeciwko gejom, czy coś podobnego, po prostu w życiu jest tak, że niektóre rzeczy akceptuje się i toleruje bez problemu, jednak jeśli coś podobnego przytrafi się bliskim Ci osobom, nie wiesz jak się zachować i tracisz grunt pod nogami. Wszystko staje na głowie. Wszystko się zmienia.
Michael poszedł w ślady swojego przyjaciela i zajął miejsce na przeciwko niego, opierając się o ścianę za swoimi plecami. Wpatrywał się w niego strachem, czy raczej obawą o to, jak potoczy się nie tylko ich przyjaźń, ale losy reszty zespołu. Wszystko wisiało na włosku. Oni wisieli na włosku, nad ogromną przepaścią, walcząc o przetrwanie.
Chester natomiast oparł się o drzwi, nadal jako jedyny z całej trójki stojąc. Odchylił głowę do tyłu, dusząc w sobie ochotę kilkakrotnego uderzenia nią o powierzchnię drewna. Sytuacja wyglądała na prawdę beznadziejnie.
- To jest chore, Mike.
Wymamrotał cicho Delson, siląc się na chłodny, opanowany spokój. Obydwoje spojrzeli na niego przerażeni. No tak, jeśli słyszy się takie słowa w ustach przyjaciela, raczej nie skacze się z radości. Teraz tylko brakowało, żeby zaczął ich wyzywać od ciot, albo pedałów.
Zamilkł na kilka sekund, zbierając myśli.
W końcu nie na co dzień człowiek dowiaduje się, że jego przyjaciele - no właśnie, co? Sypiają ze sobą? SĄ ze sobą?
- I nie chodzi mi tu o waszą dwójkę. Nie obchodzi mnie czy jesteście ze sobą, czy też nie; nie obchodzi mnie kiedy, gdzie i jak to robicie, dopóki to nie zagraża naszemu zespołowi. Chodzi o to jak ich traktujesz, Mike.
Spojrzał na niego chłodno i jakimś błyskiem w oku, który przypominał odczucie, jak gdyby zobaczył go po raz pierwszy raz w życiu. I faktycznie tak też się czuł. Nie wiedział, że on - jego przyjaciel, którego znał tak dobrze i którego przez tyle lat był pewien - jest zdolny do czegoś takiego. To do niego nie pasowało; nie było podobne. To nie był jego Mike, którego znał od tak dawna.
- Pomyślałeś o Annie, albo chociaż, kurwa, o Chesterze? Nie możesz mieć wszystkiego, zrozum to. Zdecyduj się i wybierz, ale nie baw się ich uczuciami. Oni na to nie zasługują.
Przez chwilę przyglądał mu się uważnie, jednak nadal dość chłodno i z dystansem, jakby sprawdzając jak podziałały na niego jego słowa. Zauważył, że dotarło do niego to, jak ich sytuacja wyglądała w oczach kogoś innego; jak on sam - Mike - wyglądał w oczach innych.
Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, po raz ostatni spojrzał na czerwonowłosego i Bennington'a. Czuł się zmęczony tym wszystkim. Jak na jeden dzień, zdecydowanie wystarczy mu rozrywki. Podniósł się i skierował w stronę schodów, prowadzących na dół.
- Mike, kochanie, jesteś w domu?
Radosny, kobiecy głos dobiegł wszystkich z przedpokoju, powodując, że każdy z nich nie wiadomo czemu wstrzymał oddech.
- Mike, kochanie, jesteś w domu?
Radosny, kobiecy głos dobiegł wszystkich z przedpokoju, powodując, że każdy z nich nie wiadomo czemu wstrzymał oddech.
Świadomość, że osoba trzecia wie o ich sekrecie, wcale ich nie uspokajała. Niepewnie spojrzeli w stronę pleców Brad'a, który bez wyrazu wpatrywał się w dół schodów.
- Pójdę już, bo nawet nie potrafiłbym spojrzeć jej w oczy. Nie wiem jak Ty możesz to robić, jak gdyby nigdy nic.
Dodał chłodno, czując coś na podobę degustacji i nie patrząc na żadnego z nich zszedł szybko po schodach, przelotnie żegnając się z brunetką i nawet nie opowiadając na pytanie, gdy zapytała czemu nie zostanie dłużej. Chciał po prostu jak najszybciej opuścić ten dom i odetchnąć świeżym powietrzem, a także poukładać to wszystko w logiczną całość - albo przynajmniej w coś, co miałoby sens.
- Chester...
Mężczyzna spojrzał na blondyna, który także wydawał się tym wszystkim zmęczony i dość przybity. Słowa gitarzysty coś mu uświadomiły i zrozumiał, że faktycznie to wszystko mogło wyglądać zupełnie inaczej, niż jak on to postrzegał. Wolał się nie łudzić; może faktycznie był tylko głupim wyjściem awaryjnym, albo zabawką czy chwilową zachcianką.
- Nie teraz, Mike. Nie mam ochoty.
Rzucił beznamiętnie i nawet na niego nie patrząc zniknął za drzwiami sypialni, starannie je za sobą zamykając.
Dwudziestotrzylatek zacisnął zęby i zamknął oczy, starając się nie pokazywać jak okropnie się czuł. Uderzył kilkakrotnie pięściami w podłogę, starając pozbyć się frustracji, która go ogarnęła na samą myśl, co on najlepszego narobił. Nawet nie zwrócił uwagi na zbliżające się kroki Anny. Był zbyt bardzo pochłonięty przez poczucie winy.
- Pójdę już, bo nawet nie potrafiłbym spojrzeć jej w oczy. Nie wiem jak Ty możesz to robić, jak gdyby nigdy nic.
Dodał chłodno, czując coś na podobę degustacji i nie patrząc na żadnego z nich zszedł szybko po schodach, przelotnie żegnając się z brunetką i nawet nie opowiadając na pytanie, gdy zapytała czemu nie zostanie dłużej. Chciał po prostu jak najszybciej opuścić ten dom i odetchnąć świeżym powietrzem, a także poukładać to wszystko w logiczną całość - albo przynajmniej w coś, co miałoby sens.
- Chester...
Mężczyzna spojrzał na blondyna, który także wydawał się tym wszystkim zmęczony i dość przybity. Słowa gitarzysty coś mu uświadomiły i zrozumiał, że faktycznie to wszystko mogło wyglądać zupełnie inaczej, niż jak on to postrzegał. Wolał się nie łudzić; może faktycznie był tylko głupim wyjściem awaryjnym, albo zabawką czy chwilową zachcianką.
- Nie teraz, Mike. Nie mam ochoty.
Rzucił beznamiętnie i nawet na niego nie patrząc zniknął za drzwiami sypialni, starannie je za sobą zamykając.
Dwudziestotrzylatek zacisnął zęby i zamknął oczy, starając się nie pokazywać jak okropnie się czuł. Uderzył kilkakrotnie pięściami w podłogę, starając pozbyć się frustracji, która go ogarnęła na samą myśl, co on najlepszego narobił. Nawet nie zwrócił uwagi na zbliżające się kroki Anny. Był zbyt bardzo pochłonięty przez poczucie winy.
Zranił ich. Swojego najlepszego przyjaciela i kobietę, która była dla niego niczym siostra.
Jęknął przeciągle, ponownie uderzając w podłogę. Nic go nie obchodziło, nawet coraz mocniejszy ból, który nasilał się z każdym uderzeniem.
Bo nie ma nic gorszego, niż krzywdzenie najbliższych Ci osób.
Bo nie ma nic gorszego, niż krzywdzenie najbliższych Ci osób.
------------------------------------------------------------
A więc jestem, po długiej przerwie co prawda, ale jestem. Przez ostatni czas jakoś nie mogłam się zebrać do napisania niczego i w sumie nadal nie wiem co napisać dalej, ale już mniejsza o to. Chyba nie muszę mówić, że rozdział beznadziejny, bo to oczywiste xd
Muszę jakoś to wszystko ogarnąć, bo widzę, że zaczyna robić się tu niezły dramat, a nie taki był zamysł xd
Ale już nie zanudzam, obiecuję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej.
A jak tam minęły Wam Święta i Nowy Rok? : d
jej, to jest cudowne *.* chyba nie muszę pisać, że wspomnienia Chestera mnie całkowicie rozwaliła i teraz nie jestem w stanie się skupić na niczym D: a miałam pisać rozdział... ale nevermind, było warto ;d piszesz genialnie, naprawdę! to jedna z najlepszych historii, z jakimi się spotkałam, a jestem zapalonym książkoholikiem xd jestem pod wrażeniem, zupełnie mi odebrało mowę i nie potrafię teraz sklecić porządnego zdania, więc wszystko tak chaotycznie, mam nadzieję, że ogarniesz xd ta Bennoda jest świetna pod absolutnie KAŻDYM względem, mam nadzieję, że teraz nie wyniknie zła sytuacja z Bradem i Mike wreszcie zostawi Annę. nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała, żeby to było prawdziwe *.* i na kolejny nie będę w stanie aż tak długo czekać, serio! pisz szybko :3 weny i czasu przede wszystkim : )
OdpowiedzUsuńPierwsza!
OdpowiedzUsuńCo ty do jasnej cholery piszesz? To nie jest beznadziejne!!!! Ile razy mam ci powtarzać, że piszesz przegenialnie?
A co do rozdziału: cudowne!!! Strasznie podobają mi się Twoje opisy, właśnie na coś takiego czekałam. Mam nadzieję, że Mikey nie będzie się długo tak źle z tym wszystkim czuł. Czasami człowiek widzi, że ktoś jest dla niego ważny, nawet bardzo i nie jest w stanie pogodzić się z naturalną koleją rzeczy.
Uważam, że Brad jest strasznym homofobem. A Mike... szkoda, że uważa Chaza za "zabawkę lub awaryjne rozwiązanie".
Do następnego!
Jeśli to jest beznadziejne, to nie wiem, jak powinnam nazwać moje wypociny. Wyszło Ci genialnie, jak zwykle zresztą. Idealnie wpasowałaś się w mój obecny nastrój i czuję, że trochę sobie dzisiaj popłaczę. Ale ja nie o tym.
OdpowiedzUsuńZdażyłam już zapomnieć, co wydarzyło się w ostatnim rozdziale, ale jak przeczytałam pierwsze zdanie tego wstrzymałam oddech i pomyślałam "O kurwa, faktycznie, no to zobaczymy, co z tego wyniknie". Powiem Ci, że mnie zaskoczyłaś, myślałam, że będzie więcej krzyków, a tutaj jest cisza... która oddziałuje jeszcze mocniej. Słowa Brada musiały niesamowicie dotknąć Mike'a. Jednak... mimo wszystko nie jest mi szkoda Anny, pewnie przez te akcje z telefonami od Chestera, po prostu się do niej zraziłam. Liczyłam, że jakoś szczęśliwiej się to rozegra, może nie między Bradem, a chłopakami, ale między Shinodą i Benningtonem...
Z drugiej strony opisz wcześniejszej nocy... po prostu idealny. Moja bujna wyobraźnia poszła w ruch... jakkolwiek dziwnie to nie brzmi (xd) i, cholera to było bardziej romantyczne niż nie jedna scena w tych wszystkich komediach, których teraz mamy pełno w kinach. Cud, miód i czekolada! Tylko czemu zawsze wszystko musi się spieprzyć...
Anyway, cieszę się, że napisałaś ten rozdział, że się udało. No i w następnym, który ma być szybciej, bo jak nie to się przejdę i zasadzę kopa (:D), liczę już na jakieś... przyjemniejsze sceny. Niech oni sobie wszystko wyjaśnią i chociaż pomiędzy nimi niech będzie dobrze.
Pozdrawiam, Kam.
Wreszcie nowy rozdział *.* Bardzo mi się spodobał a szczególnie ten opis, teraz nie mogę się na niczym skupić :) podziwiam Cie za Twój styl pisania, serio :) Byłabym Ci wdzieczna, gdybys mogła mnie powiadamiać, i dziękuję za miłe słowa :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Alice
Jest! W końcu!
OdpowiedzUsuńCzekałam z niecierpliwością na ten rozdział ;) CHOLERA JASNA, Dziewczynoo! Przestań w końcu mówić że piszesz beznadziejnie! ♥ Bo dla mnie Twoje opowiadanie jest najlepszym jakie czytałam. Kocham Twój zasób słów. Ta mała moja Bennoda jest niczym w porównaniu do Twojej. Nigdy w życiu nie umiałabym tak pisać! Urodzona pisarka! A co do rozdziału: świetny, jak zwykle ♥ Smutno mi teraz, bo dokładnie potrafię wyobrazić sobie co Chazz czuje.. :c No nic, nie zanudzam i życzę WENY i przede wszystkim czasu na pisanie! I oby to opowiadanie trwało jak najdłużej!
Pozdrawiam,
Aneta ♥
A właśnie, jest może jakaś nowa Bennoda u Ciebie w szufladzie? Hmm? Bo ja tam bym przeczytała z wielką chęcią :3
UsuńI nie przesadzaj z tą urodzoną pisarką! xd Dziękuję za miłe słowa, ale na prawdę, bez przesady! : >
Także pozdrawiam i życzę weny!
Jest w trakcie pisania! :D Wyślę jak tylko skończę <3
UsuńDzięki i nawzajem! :*
Och, jak się cieszę! : d Czekam z niecierpliwością :3
UsuńTeż dziękuję i też wzajemnie :>
Jezuu, to jest rewelacyjne, dobrze, że w końcu dodałaś *.*. Ogólnie podobała mi się postawa Brada, nie wyśmiał ich tylko powiedział szczerą prawdę. Mike rzeczywiście coś nie teges. Czekam z niecierpliwością, weny życzę : 3
OdpowiedzUsuńwiedziałam, że o czymś zapomniałam! a tu sie okazało, że nie skomentowałam rozdziału :c no ale już sie zbieram... kurczę, ja nie wiem, czy to przez to, że z głośników płynie mi po raz kolejny 'Fantastic Baby' (a głos Smoka nie pozwala mi sie skupić) czy to przez to, że totalnie nie oddziałuje na mnie LP, że jakoś nie umiałam sie w to wszystko wczuć :c rozdział jak najbardziej udany, wszystko pięknie opisane, to wspomnienie również, ale przez to, że straciłam serce do Linkinów jakoś trudniej jest mi sie odnaleźć w całej tej akcji :c przepraszam, nie chcę, żeby teraz wyszło na to, że ten rozdział mi sie nie podobał, bo podobał bardzo, bardzo! tylko no.. dobra, koniec, bo się plączę jak grzywka GD -.-
OdpowiedzUsuńNówka, zapraszam!
OdpowiedzUsuńZawsze gdy zobaczę, że dodałaś nowy rozdział, to zostawiam wszystko, i lecę go czytać. Uwielbiam twój blog, na prawdę. Może powinnaś książki pisać? Jesteś genialna w pisaniu! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;3 i oby to się dobrze potoczyło, bo chyba nie zniosę jak by Chaz olał Mike'a i wgl :c
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę ;D
P.S. zapraszam, nowe opo xd
Przepraszam, że dopiero, ale mam ferie i ciągle nie ma mnie w domu. :D
OdpowiedzUsuńWięc przestań, rozdział beznadziejny nie jest! Nie powiem, że jest najlepszy, bo byłoby to kłamstwo, szczególnie, że wiem, na co Cię stać, ale i tak świetnie się czytało. No i nawet sobie nie wyobrażasz jak w tym momencie Mike mnie drażni! Nie lubię go, idiota. Mam nadzieję, że doceni to, co ma teraz, bo potem może być za późno...
Życzę Ci weny i czasu, bo mam nadzieję, że kolejny pojawi się szybciej! :)
Nowiutki rozdział, zapraszam!
OdpowiedzUsuńNowy, zapraszam.
OdpowiedzUsuńjuż się nie mogę doczekać kolejnego, ale niestety przeczytam dopiero za tydzień, bo jadę na obóz. u mnie nowy, zapraszam : ) icutyououtnowsetmefree.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBennoda, zapraszam ;)
OdpowiedzUsuń