niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział trzynasty

"Upadły Anioł już nigdy nie 
wstanie - chyba, że mu w tym pomożesz."

  Wypuścił szybko powietrze i oparł się plecami o drewniane drzwi. Wziął kilka krótkich oddechów i rozejrzał się po swoim mieszkaniu zastanawiając się czy Chester już się obudził i co takiego mógłby robić. Miał tylko nadzieję, że nie obudził go swoim wyjściem z domu o piątej rano.
  Przy ścianie postawił ostrożnie drewnianą sztalugę malarską oraz obraz przykryty białym płótnem, tak aby był niewidoczny dla innych par oczu, po czym po cichu zdjął buty, nie przejmując się tym, że stały praktycznie na środku pomieszczenia. Zdjął swoją torbę, którą miał przerzuconą przez ramię, a także w której znajdowały się wszystkiego jego przybory malarskie i położył ją na pierwszym stopniu schodów. Przygryzł wargę rozglądając się ponownie, a także uważnie się przysłuchując w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów obecności jego przyjaciela. I wtedy gdzieś jakby w oddali usłyszał pianino. Uśmiechnął się. Czyżby Chester słuchał muzyki?
  Dwudziestodwulatek musiał dotrzeć aż do połowy schodów, by uświadomić sobie, że melodia wcale nie dochodziła z jego pokoju. Cofnął się, przygryzając wargę. Zerknął niepewnie na drzwi, które miały dokładnie taki sam kolor jak ściany w małym przedpokoju i pokręcił głową. To raczej nie możliwe, aby Chaz znalazł klucz, który on ukrył doskonale i po prostu otworzył te cholerne drzwi, które miały pozostać zamknięte na zawsze. To tam były pogrzebane wszystkie wspomnienia. I tam też miały zostać.
  To wszystko może wydać się dziwne, bo które dziecko po śmierci swojej mamy, zanosi wszystkie jej rzeczy do piwnicy i zamyka pomieszczenie na klucz? Które dziecko błaga ojca o zaniesienie tam instrumentu, na którym grało przez kilka lat? Które dziecko wraca tam po jakimś czasie, by pokryć ściany wspólnymi zdjęciami z rodzinnego albumu, albo by obejrzeć rodzinne filmy, wyświetlone przez projektor na białym płótnie? Które dziecko wraca tam co jakiś czas, podsycając swoją nienawiść; podsycając ją tak bardzo, że w końcu nie wytrzymuje i raz, a dobrze odcina się od wspomnień poprzez zastawienie drzwi ogromną szafą?
  Dziwne, ale jakże prawdziwe. Szafa stała tam przez wiele lat i nigdy jakoś nie mógł przemóc się by ją odsunąć i wejść do środka. Nigdy. Nawet wtedy, gdy Anna postanowiła zrobić w jego domu jesienne porządki i nieco zmienić wygląd poprzez drobne przemeblowanie i wyrzucenie starej szafy broniącej wstępu do piwnicy. Omijał to miejsce szerokim łukiem, tak samo jak bolesny temat.
  Drżącą dłonią złapał za klamkę i nacisnął na nią niepewnie, ciągnąc powoli drzwi w swoją stronę. Ustąpiły.
Muzyka przybrała na silne, a on wziął głęboki oddech. Postawił stopę na górnym stopniu i oparł się dłonią o chłodną ścianę. Widział strumień światła dochodzący z dołu, który niemrawo oświetlał oklejone ściany.
Nerwowym krokiem zszedł na dół, próbując nie patrzeć na zdjęcia przedstawiające małe, uśmiechnięte dziecko w ramionach matki. Skupił się na spokojnej melodii, którą tworzyły dłonie jego przyjaciela.
Podszedł do niego i położył nadal drżące dłonie na jego smukłych ramionach. Czuł, że lekko podskoczył. Najwyraźniej był zbyt bardzo skupiony na graniu, by zauważyć jego obecność.
- Hej.
Powiedział cicho, nachylając się nad nim i delikatnie opierając brodę na czubku głowy Chester'a i obserwując jak jego blade dłonie tańczą po klawiszach. Co prawda starszy mężczyzna wspominał mu kiedyś, że potrafi grać, ale nie wiedział, że aż tak.
- Hej.
Odpowiedział, zaprzestając grać i odchylając głowę do tyłu, by móc spojrzeć na pół-Japończyka. Posłał mu duży uśmiech. W jego oczach pojawiła się ulga, gdy drugi mężczyzna odpowiedział tym samym. Tamten poranek nie należał do najmilszego.


Po raz drugi raz w swoim życiu tak bardzo bał się otworzyć oczy. To oznaczało powrót do rzeczywistości i zmierzenie się z resztą dnia. Doskonale znał te odczucia; po raz pierwszy doświadczył ich, gdy miał zaledwie dziewięć lat. Tak - to było po tym wydarzeniu, które na zawsze odebrało mu dzieciństwo. Był wtedy przerażony. Nie chciał otworzyć oczu, nie chciał widzieć czy ktoś był w jego pokoju, nie chciał widzieć swojego łóżka, które posłużyło zwyrodnialcowi do zbrodni. Nie chciał wstawać, iść do łazienki i patrzeć w lustrze na swoje odbicie.
 Czując obok siebie pustkę i chłód, który zajął miejsce Mike'a ogarniał go ten dziwny strach i robiło mu się słabo oraz niedobrze. Skurcz brzucha nasilał się z każdą sekundą i z każdą myślą. Michael nie należał do rannych ptaszków, tego był pewien. W końcu mieszkał z nim rok pod jednym dachem. Patrząc na zegarek uświadomił sobie, że było zaledwie kilka minut po szóstej. Dla niego było oczywiste to, że uciekł. Co jeśli jest na niego wściekły? Co jeśli nie zechce go więcej widzieć? Co wtedy? Co jeśli nic nie będzie tak jak wcześniej? Co jeśli straci przyjaciela?



 W chwili, gdy zobaczył uśmiech dwudziestodwulatka, zrozumiał jak idiotycznie brzmiały jego myśli i jak żałośnie musiało to wszystko wyglądać. Strach potrafi zrobić z ludźmi wszystko, nawet doprowadzić człowieka do skraju załamania.
- Co robisz?
Zapytał siadając obok Chester'a na czarnym, podłużnym i skórzanym stołku.
Przejechał delikatnie opuszkami palców po klawiszach, na których znajdowała się mała warstwa kurzu, mimo wcześniej opuszczonej klapy. Od dawna go tam nie było.
- Przyszedłem po ozdoby świąteczne, ale nie mogłem się powstrzymać.
Odpowiedział uśmiechając się szeroko. Zdawał sobie sprawę z tego, że zapewne wyglądał jak idiota, siedzące i szczerząc się nie wiadomo do czego, ale nie mógł nic poradzić na to, że na prawdę mu ulżyło.
- Pomożesz mi?
Podniósł się szybko z miejsca, na którym siedział i wskazał na kartony z ozdobami stojące tuż przy schodach.
Pół-Japończyk pokiwał głową, za wszelką cenę próbując unikać patrzenia na zdjęcia, albo różne, inne pamiątki. Podniósł się powoli, podchodząc do schodów i chwytając dwa kartony naraz.
- Byłeś słodki, gdy byłeś mały.
Poderwał głowę i spojrzał na przyjaciela, który stał na szóstym stopniu i uważnie przyglądał się zdjęciom, przyklejonym taśmą do muru. Z każdym krokiem w dół było zdjęcie, jakby wprowadzając osobę w całą historię.
Mike wymusił uśmiech i dołączył do przyjaciela, próbując ukryć odczucia, które wywoływało to miejsce.
- Chodźmy już stąd.
 
  Zabawne jest to jako można upić się bez alkoholu. Wystarczy dobre towarzystwo i szczypta szczęścia.
  Za oknami już dawno zrobiło się ponuro, a po poranku nie było śladu.
Po wygłupach przy ozdabianiu wnętrza mieszkania, podczas którego Chester biegał jak szalony odziany w lampki choinkowe i bombki, zjedli śniadanie przygotowane przez starszego mężczyznę. Po południu pół-Japończyk został zmuszony do pokazania i zaprezentowania kilku piosenek, które i tak były jeszcze w trakcie tworzenia; brakowało w nich udziału Bennington'a. Przy okazji brunet odnalazł skuteczną metodę, by skutecznie przekonać - czyli zmusić Mike'a do tego, czego on chciał. Wystarczyło użyć go jako poduszki, na której można leżeć, skakać, wbijać łokcie i kolana, a nawet którą można łaskotać.
Kiedy wieczór zaczął się zbliżać Michael oznajmił koniec pracy i zażądał po prostu chwilę wytchnienia.
  Oboje siedzieli na podłodze przykrytej dywanem, opierając się plecami o kanapę i śmiejąc się w najlepsze z jakieś nie do końca śmiesznego - bardziej obrzydliwego - żartu z podtekstem erotycznym opowiedzianego przez Chester'a.
- Jesteś zboczony!
Stwierdził młodszy mężczyzna, wybuchając śmiechem. Z trudem łapał oddech, a mięśnie jego brzucha dawały boleśnie o sobie znać.
Brunet rzucił mu diabelski uśmiech i uderzył go w lewę ramię, a następnie użył odrobinę więcej siły i powalił go na podłogę. Zaśmiał się złowieszczo i usiadł tak po prostu na plecach pół-Japończyka dociskając go mocniej do ziemi i wypompowując z jego płuc wszelkie powietrze.
- Jakiś problem?
Zapytał kręcąc się z miejscu z istną radością. Spojrzał z góry na twarz Mike'a, który przyciskał swój prawy policzek do dywanu mamrocząc coś pod nosem.
- Co mówisz, Mikey?
- Że Cię kiedyś zabiję!

Chester nie przejął się tym zbytnio, nawet jeśli w jego głosie mimo rozbawienia, była groźba. Zaśmiał się po prostu, podskakując lekko w miejscu.
- Ugh! Chester!
Spod bruneta wydobył się tłumiony jęk, co spowodowało u niego jeszcze większe rozbawienie i niepohamowany wybuch śmiechu. Nie mógł nic na to poradzić, że miał wyjątkowo dobry humor. Cieszył się, że jego głupie obawy nie przeistoczyły się w rzeczywistość.
- Możesz ze mnie zejść?
Pół-Japończyk zdecydowanie nie miał nic przeciwko dobremu humorowi swojego przyjaciela. Ale miał coś przeciwko wykorzystywaniu go jako osobistej poduszki Chester'a, szczególnie jeśli miał chwilową nadpobudliwość ruchową i nie potrafił usiedzieć w miejscu.
- A co będę z tego miał?
Zapytał rozsiadając się na plecach mężczyzny jeszcze bardziej wygodnie - o ile w ogóle było to możliwe.
- Prezent.
- Prezent?
- Tak, PREZENT. Więc, złaź ze mnie w tej chwili.

Starszy mężczyzna poderwał się szybko stając na nogi i dając tym samym szansę Shinodzie na złapanie oddechu. Pół-Japończyk podniósł się z miejsca, krzywiąc się z bólu i kręcąc jednocześnie głową z rozbawieniem. Rzucił Chester'owi litościwe spojrzenie i ruszył do swojego pokoju, w którym ukrył swój obraz. Z każdym krokiem  miał coraz większe wątpliwości czy powinien dawać mu to malowidło. Niby nic wielkiego, ale jednak coś. Bo co jeśli to go w jakiś sposób urazi? Albo może pomyśli sobie coś o nim?
  Westchnął głośno i zanim się obejrzał stał przed salonem, przecierając pokryte farbą płótno rękawem swojej bluzy.
Jeden szybki, głęboki oddech i postawił krok, przekraczając próg zanim zdążył się rozmyślić. Podszedł do bruneta, który siedział na podłodze bawiąc się nerwowo swoim kolczykiem w wardze.
Michael odchrząknął cicho, zwracając tym samym na siebie uwagę. Trzymając obraz w dłoniach, zastanawiał się co powinien powiedzieć.
- To dla mnie?
Zapytał podekscytowany Chester, wstając. Był mu wdzięczny, bo ułatwił mu trochę całą tą sprawę.
- Yhym. Namalowałem to dziś rano i... Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
Wzruszył nieznacznie ramionami, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Powoli i ostrożnie odwrócił obraz, tak aby Chester mógł zobaczyć co przedstawiał i wręczył mu go uśmiechając się niepewnie. Bennington patrzył przez dłuższą chwilę na swojego przyjaciela i dopiero po kilku sekundach sięgnął po swój prezent, uważnie mu się przyglądając.
Przez długi czas studiował każdą linię, z kamienną twarzą. Dla Mike'a każda sekunda wydawała się trwać w nieskończoność.
  Dwudziestotrzylatek patrzył na klęczącą, namalowaną z profilu postać, która trzymała swoją twarz w dłoniach. Wiedział doskonale, że przedstawiała ona jego samego. Płomienie na nadgarstkach i kilka innych kolorowych wzorów na jego rękach mówiły same za siebie. Wokół klęczącej postaci formował się mrok, który zdawał się ją pochłaniać. Jego wzrok podążył w prawą stronę i uświadomił sobie, że na obrazie był bez koszulki, a z jego pleców wyrastały skrzydła. Skrzydła jak u anioła. Jedno z nich było złamane i wydawało się krwawić.
Dopiero po chwili dostrzegł inne postacie na obrazie. Piątka innych mężczyzn stała tuż za nim. Niemal natychmiast rozpoznał w nich członków zespołu, a zarazem swoich przyjaciół. Na czele ich wszystkich stał Mike. Miał wyciągnięte dłonie, a w nich... Skrzydło. I nagle zrozumiał; wszystko stało się takie jasne. Oddawał mu swoje własne.
  Oderwał wzrok od rysunku i przeniósł go na przyjaciela. Nie miał pojęcia co powiedzieć. Nie potrafił znaleźć odpowiednich słów.
Sam nie wiedział co go do tego pchnęło, może uczucia, które ten obraz i jego przekaz u niego wywołały, a może właśnie brak słów by to wszystko opisać, ale podszedł do Pół-Japończyka i zamknął go w silnym, przyjacielskim uścisku, nie mówiąc nic.
- Wesołych Świąt, jak sądzę.
Usłyszał cichy, ale pełen radości głos Mike'a i zaśmiał się cicho, powiększając odrobinę dystans między nimi, by móc spojrzeć mu prosto w twarz.
- Wesołych Świąt, Spikey. I dziękuję. To naprawdę cudowny prezent. Nie mógłbym marzyć o niczym lepszym.
Odpowiedział, uśmiechając się promiennie. To wspaniałe uczucie i świadomość, jak wiele dla kogoś znaczy i ile ta druga osoba jest w stanie dla niego zrobić, było czymś wręcz niesamowitym. Może dlatego postanowił to zrobić? Może właśnie dlatego, upity tym niesamowitymi odczuciami postanowił złożyć delikatny, wręcz niewyczuwalny pocałunek na jego prawym policzku?
  Nachylił się z zamiarem pokazania mu pod jak wielkim był wrażeniem, gdy nagle zadzwonił telefon. I to właśnie wtedy Michael przekręcił delikatnie głowę w prawo, by - jak każdy z przyzwyczajenia - spojrzeć w stronę telefonu. I to wtedy właśnie ich usta się spotkały.
------------------------------------------------------
Wiem, że dość długo - jak na mnie - nic nie dodawałam, ale miałam kompletną pustkę. Czarna dziura, po prostu. Przepraszam jeśli kogoś rozczarowałam tym rozdziałem, ale stwierdziłam, że nie było sensu czekać dłużej i wykorzystałam to, co miałam w głowie. A teraz oficjalnie możecie mnie zabić xd
I przepraszam za błędy, pisałam na szybko. 

15 komentarzy:

  1. om om om, mam taką sieczkę z mózgu teraz, bo tutaj mi leci w tle moja kochana piosenka (nie, nie mówie o 'Numb', ale o "Monster" moich kochanych Koreańczyków i tak mi idealnie ona spasowała do tego rozdziału. om, om... dobra, wybacz, rozkojarzyłam sie trochę, głos Smoka nie działa na mnie w tym momencie pozytywnie xd jeśli chodzi o rozdział, to był świetny i nie wiem, czemu ty coś do niego masz -.- Mike sprawił Chesterowi świetny prezent, jednak i tak nic mnie nie rozwaliło tak bardzo jak ostatnia scena. też nie mialaś kiedy skończyć -.- nie wiem czy co, to napisałam ma jakikolwiek sens, ale sama rozumiesz xd

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój Boże! To jest cudowne. Co prawda nie spodziewałam się takiego zakończenia rozdziału, ale... brak mi słów. Hmmm... Ten obraz jest tak plastycznie opisany, że aż sama mam ochotę coś takiego namalować.
    A jeśli się nie mylę, to nawiązanie do Anioła jest kontynuacją wcześniejszego "anielskiego głosu" Chaza, prawda?
    Jeszcze raz się powtórzę: świetny rozdział. Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, kocham święta i ozdabianie domu tak więc już sobie wyobrażam jaką musieli mieć frajdę, no ale to nie jest najważniejsze w tym rozdziale! Tutaj najważniejszy jest Chester i Mike o Boże to było takie słodkie! Jak mu dał ten obraz, jak go cudownie opisałaś to wszystko sobie idealnie wyobraziłam i doszłam do wniosku, że sama bym taki prezent chciała dostać! CUDO! I jeszcze pocałowali się na końcu, lepiej tego napisac na mogłaś!
    Czekam oczywiście na więcej z niecierpliwością! Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Shadowgirl.
    Zgadza się, to się tyczy do Anielskiego głosu Chester'a ; d

    OdpowiedzUsuń
  5. O mój boże, jak mogłaś przerwać w takim momencie! To jest genialne! Myślałam, że Mike będzie zły na Chestera, że wszedł do piwnicy, ale w sumie cieszę się, że ich nie skłóciłaś. Ten obraz... to było cudowne, piękne, wzruszające. Tylko nie wierzę, że skończyłaś w tym momencie, kiedy w końcu (wprawdzie nie do końca świadomie) się pocałowali! I następny rozdział chcę szybciej!
    Co do dziesiątki u mnie... nie wróżę jej zbyt szybkiego pojawienia się, ale w rekompensacie mogę zaproponować rzucenie okiem na mojego drugiego bloga, black-part-love.blogspot.com wprawdzie nie o Linkinach, ale może akurat się spodoba.
    A teraz uciekam do książek. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O BOŻE
    po przeczytaniu Twojego rozdziału (jak zawsze zresztą) mam taki mętlik w głowie, że to jest aż chore O.o ale na szczęście się POCAŁOWALI, to było takie cudowne, jak ja Cię uwielbiam, nawet sobie nie wyobrażasz! jezu no nie mogę, jesteś po prostu zajebista(pisze to osoba, która nienawidzi przeklinać, nie mogłam się powstrzymać, wybacz)
    to było piękne *.* dodajesz dosyć długie rozdziały a ja i tak czuję ogromny niedosyt. mam nadzieję, że następny pojawi się szybciej!
    a tak w ogóle, to czekałam na to od początku dnia ;3
    pozdrawiam :>

    OdpowiedzUsuń
  7. Ludzie, przez Was się rumienię, a ja nienawidzę się rumienić! UGH!
    @chezy - jej, na prawdę? przepraszam, że dodałam tak późno, ale... ekhem xd komplikacje były.
    @Kam - a wpadnę na bloga, zawsze więcej do czytania i zapełnienia nudy ;d + nie miałam serca ich skłócić xd

    OdpowiedzUsuń
  8. Nareszcie doczekałam się nowego rozdziału i mnóstwa pozytywnych uczuć i miłości.
    Naprawdę, musisz być aniołem, bo piszesz tak cudownie, czysto, wypełniasz tekst emocjami... i wszystko jest po prostu tak świetne i opisy, i sytuacja, ten obraz - taki realistyczny, plastyczny, a zwłaszcza ten niesamowicie słodki, obiecujący koniec, że mam ochotę Cię złajać za to, że tego tak... za mało. Za to, że skończyłaś w takim momencie!
    Och, wybacz za słowo "łajać". Mam ochotę Cię ucałować, bo naprawdę dzięki temu rozdziałowi dzień stał się lepszy i zapomniałam, że jestem i jeszcze dłuuugo będę zawalona pracą i sama nie mam czasu pisać...
    W każdym razie... zabiję Cię (albo siebie) jeżeli szybko nie dodasz nowego rozdziału.
    Wybacz znowu, ale jestem dziś strasznie uczuciowa. Jesteś cudowna!
    Pozdrowienia, życzę weny!
    P.S. Nie mogę się doczekać na dalszy ciąg. I umieram z ciekawości jak się ten wątek rozwinie(pocałunku oczywiście). Mam nadzieję, że jeszcze ciekawiej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeszcze jedno. Nie rozumiem dlaczego jesteś aż tak krytyczna wobec siebie. Jesteś naprawdę tak utalentowana, że nie musisz się o nic martwić. Więcej dystansu do życia i zdrowego egoizmu, bo wpadniesz w depresję. Wiem, co mówię...

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak świetnie! Jak czytałam - gdzieś w połowie- już wiedziałam, co napisać w komentarzu: że masz niesamowity styl, potrafisz pięknie opisywać, ale że brakuje mi jakiejś akcji Mike-Chester, bo to w końcu 13 rozdział. A Ty na koniec fundujesz taką niespodziankę <3 Bardzo ciekawa jestem, co będzie w kolejnym. Czekam na reakcję po pocałunku. I na koniec powiem Ci, że uwielbiam cytaty, które dobierasz do rozdziałów. Są idealne. Tak adekwatne do tego, co chcesz przekazać. No i opis obrazu... <3 oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  11. ok, mam nadzieję, że teraz będzie szybciej, bo już mam ochotę poczytać ;>

    OdpowiedzUsuń
  12. nie mam pojęcia, za mało czasu :x

    OdpowiedzUsuń
  13. miło mi, że Ci się podoba ; )

    OdpowiedzUsuń
  14. O Boze *-* Cudny prezent i taki sam rozdział *-*

    OdpowiedzUsuń