"Długa rozłąka wzmaga myślenie,
uwidoczniając siłę niebywałego przywiązania."
Ironia losu. Jeszcze jakiś czas temu oddałby wszystko, żeby choć przez chwilę mieć spokój, ciszę i kąt dla siebie. Aby uwolnić się od swojego współlokatora, który samym oddychaniem doprowadzał go do białej gorączki, a teraz? Teraz, gdy to otrzymał, dostawał szału. Pustka i głucha cisza były nie do zniesienia. Dosłownie. Puste cztery ściany były wszystkim co miał.
Jęknął, kuląc się na wąskim łóżku jeszcze bardziej. Wpatrywał się w swoje wytatuowane nadgarstki, próbując zająć czymś innym swój umysł. Nie chciał mieć tych wszystkich męczących myśli w głowie, tych wspomnień. Chciał zapomnieć.
- Nienawidzę Cię.
Wysyczał, otwierając drzwi od samochodu i z niego wysiadając. Niemal od razu zatrzasnął je z głośnym hukiem.
Mocniej zacisnął powieki, błagając by wspomnienie go opuściło. I poczucie winy także. Sumienie go gryzło już od kilku dobrych tygodni. Przez pierwsze dni był zły. Chociaż nie, był wściekły na Mike'a, a wszystko to odreagowywał na innych osobach w ośrodku; wrzeszczał, czepiał się byle czego, wszczynał kłótnie, a nawet i małe bójki. Wszystko to po to, by pozbyć się negatywnych uczuć. Do tego dochodziła frustracja spowodowana brakiem papierosów, czy alkoholu, nie wspominając o narkotykach. Zdarzało się, że rzucał czym popadnie, krzycząc na swoje odbicie w lustrze.
Czuł się jak szaleniec, zamknięty w pokoju bez okien i klamek.
I w pewnym sensie faktycznie nim był; był więźniem swojego sumienia, nałogów, poczucia winy i tęsknoty. Tęsknoty tak wielkiej, że czuł jak z każdym dniem staje się coraz bardziej pusty.
Ból nie miał dla niego najmniejszego znaczenia w tamtej chwili. Był niczym w porównaniu z bólem psychicznym i tęsknotą rozrywającą go od środka.
Nie zwracając uwagi na obolałą dłoń i bolesny skurcz mięśni, wzmocnił uścisk na słuchawce automatu wiszącego w pustym, ciemnym korytarzu. Z cichym dźwiękiem przypominającym szloch pozwolił uderzyć swoim plecom i głowie o ścianę za sobą. Zjechał po niej bezwładnie, powstrzymując się od rzucenia przedmiotem, który był w zasięgu jego ręki. Podciągnął kolana pod swoją klatkę piersiową, objął je wolną ręką, a głowę schował pomiędzy nimi, czując jak tysiące emocji rozpływa się po jego ciele.
Złość, zawód, smutek, żal.
- Jak to go nie ma? Musi być, rozumiesz?! Daj mi go w tej chwili do telefonu!
Nie krzyczał. Mówił tylko trochę głośniej niż zazwyczaj, a w jego głosie było wyraźnie słychać coś na podobę skomlenie, czy też może szlochu. Nie rozumiał. Po prostu nie docierało do niego to, co usłyszał.
- Kłamiesz! Przecież wiedział, że mogę dzwonić tylko raz na dwa miesiące! DAJ MI GO!
Zacisnął zęby czując jak jego oczy napełniają się łzami bezradności i bezsilności. Ponownie tracił kontrolę nad swoimi emocjami i dawał im się ponieść.
Chciał tylko - po tych dwóch miesiącach piekła - usłyszeć jego głos, zamienić kilka słów; chciał, żeby zapewnił go, że da radę, że ma po co i dla kogo walczyć. Nie wymagał wcale dużo, nie prosił o wiele. Jedynie kilka minut rozmowy.
- KURWA, NIE KŁAM!
Tym razem podniósł głos i to tak bardzo, że potoczył się echem po pustym, pogrążonym w mroku korytarzu docierając zapewne w każdy zakątek budynku. Nie mógł poradzić na to, że chciał - wręcz MUSIAŁ - z nim porozmawiać.
Złość na niego już dawno minęła. Uświadomił sobie, że potrzebował go i jego wsparcia. Potrzebował, ale i przede wszystkim tęsknił.
Mówią, że nie docenisz czegoś, póki tego nie stracisz. Ktokolwiek to powiedział miał i nadal ma rację. On doświadczył tego na własnej skórze. Miał w miarę ustatkowane życie, radził sobie ze swoimi problemami, nałogami, ale wszystko zniszczył; obrócił w proch przez jeden głupi wybryk. Teraz doskonale zdawał sobie sprawę z tego co miał i czego - patrząc w perspektywy obecnych dni - nie doceniał.
- Wiem, że tam jest...
Tym razem jego głos był ledwo słyszalny. Cichemu, słabemu szeptowi, wydobywającemu się z jego ust towarzyszyła jedna samotna, zabłąkana łza. Zupełnie jakby nie należała do niego, chociaż w rzeczywistości tak było.
Zabrał rękę, którą obejmował kolana i wytarł ją wierzchem swojej drżącej dłoni. Miał dość swojego własnego zachowania, swoich uczuć, które także mieszały w głowie. W jeden chwili jest wściekły, krzyczy i przeklina, w drugiej zachowuje się jak człowiek na granicy wytrzymałości, błagający o litość.
- Powiedz mu przynajmniej, że dzwoniłem.
Zakończył, nie czekając już na odpowiedź i wypuszczając słuchawkę z dłoni, pozwalając jej zwisać i poruszać się delikatnie od jednej strony, do drugiej. Nie musiał czekać długo, by usłyszeć jak monotonny dźwięk zastąpił głos kobiety, z którą dosłownie przed sekundą rozmawiał.
Podniósł głowę opierając ją o ścianę. Nie liczyło się nic, ani czas, ani piekące oczy; był tylko on, pogrążony w mroku, siedzący na podłodze i wsłuchujący się w drażliwy, monotonny sygnał dochodzący z wiszącej słuchawki, ginący w głuchej ciszy.
Kobieta odłożyła szybko słuchawkę, rozglądając się nerwowo po pokoju, by upewnić się, czy przypadkiem nie było go w pobliżu. Odetchnęła z ulgą i głośno wypuściła powietrze. Nie przeszkadzało jej to co właśnie zrobiła, mimo iż wiedziała, że nie powinna. Po prostu zrobiła to co było konieczne, by w końcu mieć go dla siebie. Nawet jeśli miała ich skłócić ze sobą, to wiedziała, że gra jest warta świeczki.
- Kto dzwonił?
Niemal podskoczyła słysząc głos Pół-Japończyka tuż za swoimi plecami. Wymusiła uśmiech i podeszła do niego delikatnie całując go w usta. Następnie przytuliła się do niego, oplatając swoje ręce wokół jego pasa i chowając swoją twarz w zagłębieniu jego szyi wdychała miły zapach.
Pół-Japończyk nie zdawał sobie sprawy z tego ile dla niego znaczy starszy mężczyzna, dopóki w pewnym, pokręconym sensie go nie stracił. Szybko przywykł do jego obecności w swoim domu, dlatego dotkliwie odczuł jej brak. Mimo, że Anna była u niego codziennie próbując poprawić mu humor, to on nadal czuł, że czegoś mu brakuje. Trochę tak jakby ktoś zabrał mu cząstkę jego samego.
- Uhm, koleżanka.
Dreszcze przebiegły po jego plecach, gdy brunetka wymamrotała tych kilka słów w jego szyję, przyprawiając go o łaskotki. Był jej wdzięczny za to, że przychodziła, pomagała mu, troszczyła się o niego i próbowała poprawić mu humor, ale czasami potrzebował zdecydowanie trochę więcej czasu i przestrzeni dla samego siebie. Nigdy jednak nie miał jej odwagi tego powiedzieć, bojąc się, że może ją zranić. Chyba jak każdemu innemu, ranienie innych nie przychodziło z łatwością.
- Myślałem, że...
- Tak wiem, skarbie. Przykro mi.
Westchnął ciężko i wyplątał się z jej uścisku, podążając w stronę łóżka, na którym następnie usiadł. Przez kilka dobrych minuta trzymał twarz w swoich dłoniach, próbując ukryć rozczarowanie, które tak świetnie było na niej widoczne. Następnie przetarł ją i spojrzał pustym wzrokiem na telefon, stojący na szafce nocnej. Zupełnie jakby miał zadzwonić na zawołanie.
- On na prawdę mnie nienawidzi...
Wyszeptał cicho, bardziej do samego siebie, niż do swojej dziewczyny, która stała i patrzyła na niego niezadowolona. Nie widział jak brunetka przekręca oczami, wypowiadając nieme "Zawsze tylko Chester się liczy" i próbuje zachować miły wyraz twarzy i fałszywy, współczujący uśmiech na swoich ustach.
Wypuszczając obłoczek dymu z pomiędzy swoich warg, podążał za nim swoim wzrokiem, patrząc jak unosi się ku niebu, które było szare i zachmurzone. Mimo, że oficjalnie była zima, a konkretniej Święta Bożego Narodzenia, to po śniegu nie było ani śladu. Nawet najmniejszego. Zresztą w tych okolicach nigdy go nie było i nie zapowiadało się na to, by się pojawił.
Westchnął i oparł się o swój samochód czekając. Sześć miesięcy. To tyle minęło odkąd widział go po raz ostatni. Cały ten okres był czymś niewyobrażalnym, czymś czego nie da się dokładnie opisać słowami. Pustka i brak panowały w jego domu, mimo częstych odwiedzin przyjaciół, czy też Anny. Miał wystarczająco dużo czasu, by dojść do pewnych wniosków. Chociażby takich, jak wiele znaczył dla niego Chester. Tak, tęsknił za nim - na pewno bardziej, niż za którymkolwiek z innych jego przyjaciół. Sam do końca nie wiedział co miał o tym sądzić; prawda, byli czymś więcej, niż tylko przyjaciółmi. Byli bratnimi duszami, a nawet więcej. Czasem miał wrażenie jakby byli jedną duszą, tylko w dwóch ciałach, jednak czy to był powód tak dużej tęsknoty?
Poprawił kaptur swojej bluzy, który spoczywał na czapce z daszkiem, która z kolei znajdowała się na jego głowie. Nie było zimno, raczej chłodno.
Zaciągnął się po raz ostatni, widząc przez szklane drzwi zbliżającą się postać z torbą w dłoni. Odrzucił nie do końca spalonego papierosa i przygniótł go butem, odganiając od siebie resztkę dymu. Popalał od czasu do czasu, jednak robił to wystarczająco rzadko i po kryjomu, aby ktokolwiek się domyślił. Zaczął jakieś trzy miesiące temu, gdy nie dostał żadnej wiadomości od Chester'a. Nawet sam do końca nie wiedział co tu robił, skoro starszy mężczyzna prawdopodobnie nie miał ochoty go znać.
Uważnie obserwował jak drobna sylwetka zbliża się do wyjścia. Brunet ze zmierzwionymi włosami popchnął drzwi i wyszedł na zewnątrz wyraźnie rozkoszując się świeżym, chłodnym powietrzem. Błogi uśmiech malował się na jego ustach. Dobrze było poczuć się ponownie wolnym i mieć świadomość, że wracasz tam, gdzie Twoje miejsce.
Ruszył schodkami w dół, wyraźnie kierując się w stronę najbliższego przystanku; nie zwracał uwagi na parking, samochód na nim stojący i osobę opierającą się o niego.
- Chester!
Odepchnął się od drzwi samochodowych, o które się opierał i przeszedł kilka kroków, by zwrócić na siebie większą uwagę.
Miał w nosie to, czy chciał go widzieć, czy też nie. Uśmiechnął się szeroko, swoim słynnym uśmiechem, który od pewnego czasu nie gościł na jego twarzy. Nie był pewien, czy był widoczny, czy też nie.
Drugi mężczyzna odwrócił się powoli, stojąc w miejscu zaskoczony.
Ruszył niepewnie w kierunku parkingu, idąc wolniejszym krokiem nich dotychczas. Po chwili jednak, gdy już rozpoznał Pół-Japończyka, zaczął z sekundy na sekundę przyśpieszać.
- Mike!
Niemal biegł, kiedy znalazł się przed młodszym mężczyzną. Bez zastanowienia zwolnił uścisk i pozwolił torbie upaść z cichym łoskotem na ziemię, rzucając się Shinodzie na szyję. Dosłownie.
Michael z szerokim uśmiechem zamknął bruneta w niedźwiedzim uścisku, wyciągając z tej chwili wszystko co najlepsze. Radość, która ogarnęła tą dwójkę była czymś niesamowitym. Jak idiotycznie to nie zabrzmi, poczuli jakby ktoś dał im skrzydła. Euforia unosiła ich ponad ziemią, pozwalając im poczuć jak gdyby dryfowali we własnym szczęściu.
- Jest Wigilia, co Ty tu robisz? Czemu nie jesteś z Anną?
Nie uwalniając się z ciepłego uścisku zapytał cicho, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu na swojej twarzy. Tego na prawdę się nie spodziewał. Nadal nie wierzył w to, że stał w ramionach Mike'a po tych długich, piekielnych sześciu miesiącach.
- Pojechała z rodzicami do Sierra Nevady, żeby mieć śnieg na Święta. Chyba nie sądziłeś, że pojadę z nimi i zostawię Cię samego?
Zaśmiał się, odsuwając się lekko, by uważnie przyjrzeć się dwudziestotrzylatkowi. Nie umknęło jego uwadze to, że stracił na wadze i że ubrania , które całkiem niedawno były na niego dobre, teraz stały się jakby trochę za duże. Blond włosy zniknęły, a ich miejsce zajęły włosy o naturalnym kolorze. Ale to nie miało większego znaczenia.
- Chodź, czas wracać do domu.
Objął go ramieniem i chwycił jego torbę w drugą, kierując się w stronę samochodu. Niesamowite było to, jak szybko oboje ponownie poczuli się pełni. Odzyskali swoje zagubione cząstki.
Z cichym sapnięciem przewrócił się po raz kolejny na swój drugi bok. Nie mógł zasnąć. Czy też może nie chciał. I nie chodziło tu o czarną kanapę, bo ona była dość wygodna. Po prostu nie miał ochoty spać sam tej nocy. Wystarczająco długo tkwił sam w pokoju, w pustych czterech ścianach, na pustym, chłodnym łóżku.
- Mikey...
Wyszeptał, mając nadzieję, że mężczyzna nieopodal nadal nie śpi. Podniósł głowę, by spojrzeć w stronę Pół-Japończyka i zobaczyć, że faktycznie nie spał; wpatrywał się w sufit milcząc. Dwudziestotrzylatek podniósł się do pozycji siedzącej, a następnie wstał przemierzając kilkoma krokami dzielący ich dystans.
- Mike.
Powtórzył, siadając na brzegu łóżka Pół-Japończyka i patrząc na niego uważnie. Uśmiechnął się delikatnie w odpowiedzi, gdy Shinoda przekręcił głowę i spojrzał a niego z grymasem radości na twarzy, jednocześnie posyłając mu pytające spojrzenie.
- Nie chcę spać sam.
Przyznał trochę nieśmiało i westchnął cicho, po prostu kładąc się obok niego, jakby to było na porządku dziennym. Podniósł kołdrę, którą młodszy mężczyzna także był przykryty i wysunął się pod nią z uśmiechem na twarzy.
- Jesteś ciepły.
Dodał z cichym śmiechem, nieznacznie przybliżając się w stronę Mike'a i ciepła bijącego od jego sylwetki. Przełknął ślinę, przygryzając swoją dolną wargę. Nadal męczyły go wyrzuty sumienia związane ze słowami, które mu wykrzyczał, gdy po raz ostatni się widzieli. Niby to były tylko słowa, ale sam doskonale wiedział, ile bólu potrafią one zadać drugiemu człowiekowi. Nie było dnia, by nie przepraszał go w myślach, nie było dnia, by nie żałował. Teraz miał okazję przeprosić - na swój własny sposób.
- To jest mój Grudzień, to jest mój czas w roku. To jest mój Grudzień, to wszystko jest takie jasne. To jest mój Grudzień, to jest mój dom przykryty śniegiem. To jest mój Grudzień, to jest moja samotność.
Wyszeptał, czy może zanucił kładąc się na boku, by móc łatwiej spojrzeć w ciemne oczy Michael'a, który uważnie go obserwował, słuchając. Nie do końca wiedząc co Chester chciał mu przekazać.
- I chciałbym tylko nie poczuć, że było coś, co straciłem; i cofam wszystko co powiedziałem, by sprawić, żebyś tak się czuł. I chciałbym tylko nie poczuć, że było coś, co straciłem; i cofam wszystko co Ci powiedziałem.
Nadal mówił cicho, wpatrując się w duże, czekoladowe oczy, w których nie było w tamtej chwili cienia zmęczenia. Było czyste zainteresowanie i coś na kształt czułości, ale nie był pewien; może mu się zdawało.
- I rozdaję to wszystko po prostu żeby mieć gdzie iść; rozdaję to wszystko, żeby mieć dla kogo wracać do domu.
Zakończył cicho, na moment zamykając oczy. Musiał ochłonąć. Jego życie stanęło na głowie, przez ostatnich kilka miesięcy.
- Przepraszam.
Wymamrotał jeszcze tylko, nie wiedząc, co jeszcze mógłby dodać. Wszystko co czuł, właśnie mu powiedział. Napisał tą piosenkę na samym początku grudnia, gdy dowiedział się, że na Święta zostanie wypuszczony - stanie się wolny i będzie mógł wrócić tam, gdzie było jego miejsce; tam gdzie należał.
- Nie masz za co.
Usłyszał i momentalnie poczuł, jak ciepłe ręce obejmują jego plecy i przyciągają go bliżej, pozwalając mu zanurzyć swoją twarz w zagłębieniu szyi Pół-Japończyka i wdychać jego piżmową woń.
- To wszystko czego potrzebuję.
Wymamrotał jeszcze cicho - bardziej do siebie, niż do niego - zapewne tym samym łaskocząc Mike'a w to miejsce. Nie przejmował się tym jednak.
Po plecach Shinody przebiegły drobne dreszcze, jednak całkiem inne od tych, które miewał podczas, gdy to Annę trzymał w swoich ramionach. Te były jakby przyjemniejsze. Postanowił zostawić to jednak na później.
Ostatnią rzeczą, którą zapamiętał Chester przed zaśnięciem był delikatny pocałunek w czubek głowy i ciche słowa Michael'a.
- Samishi katta desu, Chaz.
------------------------------------------------------
"Samishi katta desu, Chaz" W wolnym tłumaczeniu znaczy to tyle, co "Strasznie za Tobą tęskniłem, Chaz"/"Tak bardzo za Tobą tęskniłem, Chaz"
Wiem, że rozdział nie jest zbyt dobry, ale jak widać był mały kryzys. Przez dłuższy czas niczego nie dodawałam, bo nie mogłam zebrać myśli. No, ale w końcu się udało.
Jęknął, kuląc się na wąskim łóżku jeszcze bardziej. Wpatrywał się w swoje wytatuowane nadgarstki, próbując zająć czymś innym swój umysł. Nie chciał mieć tych wszystkich męczących myśli w głowie, tych wspomnień. Chciał zapomnieć.
- Nienawidzę Cię.
Wysyczał, otwierając drzwi od samochodu i z niego wysiadając. Niemal od razu zatrzasnął je z głośnym hukiem.
Mocniej zacisnął powieki, błagając by wspomnienie go opuściło. I poczucie winy także. Sumienie go gryzło już od kilku dobrych tygodni. Przez pierwsze dni był zły. Chociaż nie, był wściekły na Mike'a, a wszystko to odreagowywał na innych osobach w ośrodku; wrzeszczał, czepiał się byle czego, wszczynał kłótnie, a nawet i małe bójki. Wszystko to po to, by pozbyć się negatywnych uczuć. Do tego dochodziła frustracja spowodowana brakiem papierosów, czy alkoholu, nie wspominając o narkotykach. Zdarzało się, że rzucał czym popadnie, krzycząc na swoje odbicie w lustrze.
Czuł się jak szaleniec, zamknięty w pokoju bez okien i klamek.
I w pewnym sensie faktycznie nim był; był więźniem swojego sumienia, nałogów, poczucia winy i tęsknoty. Tęsknoty tak wielkiej, że czuł jak z każdym dniem staje się coraz bardziej pusty.
Ból nie miał dla niego najmniejszego znaczenia w tamtej chwili. Był niczym w porównaniu z bólem psychicznym i tęsknotą rozrywającą go od środka.
Nie zwracając uwagi na obolałą dłoń i bolesny skurcz mięśni, wzmocnił uścisk na słuchawce automatu wiszącego w pustym, ciemnym korytarzu. Z cichym dźwiękiem przypominającym szloch pozwolił uderzyć swoim plecom i głowie o ścianę za sobą. Zjechał po niej bezwładnie, powstrzymując się od rzucenia przedmiotem, który był w zasięgu jego ręki. Podciągnął kolana pod swoją klatkę piersiową, objął je wolną ręką, a głowę schował pomiędzy nimi, czując jak tysiące emocji rozpływa się po jego ciele.
Złość, zawód, smutek, żal.
- Jak to go nie ma? Musi być, rozumiesz?! Daj mi go w tej chwili do telefonu!
Nie krzyczał. Mówił tylko trochę głośniej niż zazwyczaj, a w jego głosie było wyraźnie słychać coś na podobę skomlenie, czy też może szlochu. Nie rozumiał. Po prostu nie docierało do niego to, co usłyszał.
- Kłamiesz! Przecież wiedział, że mogę dzwonić tylko raz na dwa miesiące! DAJ MI GO!
Zacisnął zęby czując jak jego oczy napełniają się łzami bezradności i bezsilności. Ponownie tracił kontrolę nad swoimi emocjami i dawał im się ponieść.
Chciał tylko - po tych dwóch miesiącach piekła - usłyszeć jego głos, zamienić kilka słów; chciał, żeby zapewnił go, że da radę, że ma po co i dla kogo walczyć. Nie wymagał wcale dużo, nie prosił o wiele. Jedynie kilka minut rozmowy.
- KURWA, NIE KŁAM!
Tym razem podniósł głos i to tak bardzo, że potoczył się echem po pustym, pogrążonym w mroku korytarzu docierając zapewne w każdy zakątek budynku. Nie mógł poradzić na to, że chciał - wręcz MUSIAŁ - z nim porozmawiać.
Złość na niego już dawno minęła. Uświadomił sobie, że potrzebował go i jego wsparcia. Potrzebował, ale i przede wszystkim tęsknił.
Mówią, że nie docenisz czegoś, póki tego nie stracisz. Ktokolwiek to powiedział miał i nadal ma rację. On doświadczył tego na własnej skórze. Miał w miarę ustatkowane życie, radził sobie ze swoimi problemami, nałogami, ale wszystko zniszczył; obrócił w proch przez jeden głupi wybryk. Teraz doskonale zdawał sobie sprawę z tego co miał i czego - patrząc w perspektywy obecnych dni - nie doceniał.
- Wiem, że tam jest...
Tym razem jego głos był ledwo słyszalny. Cichemu, słabemu szeptowi, wydobywającemu się z jego ust towarzyszyła jedna samotna, zabłąkana łza. Zupełnie jakby nie należała do niego, chociaż w rzeczywistości tak było.
Zabrał rękę, którą obejmował kolana i wytarł ją wierzchem swojej drżącej dłoni. Miał dość swojego własnego zachowania, swoich uczuć, które także mieszały w głowie. W jeden chwili jest wściekły, krzyczy i przeklina, w drugiej zachowuje się jak człowiek na granicy wytrzymałości, błagający o litość.
- Powiedz mu przynajmniej, że dzwoniłem.
Zakończył, nie czekając już na odpowiedź i wypuszczając słuchawkę z dłoni, pozwalając jej zwisać i poruszać się delikatnie od jednej strony, do drugiej. Nie musiał czekać długo, by usłyszeć jak monotonny dźwięk zastąpił głos kobiety, z którą dosłownie przed sekundą rozmawiał.
Podniósł głowę opierając ją o ścianę. Nie liczyło się nic, ani czas, ani piekące oczy; był tylko on, pogrążony w mroku, siedzący na podłodze i wsłuchujący się w drażliwy, monotonny sygnał dochodzący z wiszącej słuchawki, ginący w głuchej ciszy.
Kobieta odłożyła szybko słuchawkę, rozglądając się nerwowo po pokoju, by upewnić się, czy przypadkiem nie było go w pobliżu. Odetchnęła z ulgą i głośno wypuściła powietrze. Nie przeszkadzało jej to co właśnie zrobiła, mimo iż wiedziała, że nie powinna. Po prostu zrobiła to co było konieczne, by w końcu mieć go dla siebie. Nawet jeśli miała ich skłócić ze sobą, to wiedziała, że gra jest warta świeczki.
- Kto dzwonił?
Niemal podskoczyła słysząc głos Pół-Japończyka tuż za swoimi plecami. Wymusiła uśmiech i podeszła do niego delikatnie całując go w usta. Następnie przytuliła się do niego, oplatając swoje ręce wokół jego pasa i chowając swoją twarz w zagłębieniu jego szyi wdychała miły zapach.
Pół-Japończyk nie zdawał sobie sprawy z tego ile dla niego znaczy starszy mężczyzna, dopóki w pewnym, pokręconym sensie go nie stracił. Szybko przywykł do jego obecności w swoim domu, dlatego dotkliwie odczuł jej brak. Mimo, że Anna była u niego codziennie próbując poprawić mu humor, to on nadal czuł, że czegoś mu brakuje. Trochę tak jakby ktoś zabrał mu cząstkę jego samego.
- Uhm, koleżanka.
Dreszcze przebiegły po jego plecach, gdy brunetka wymamrotała tych kilka słów w jego szyję, przyprawiając go o łaskotki. Był jej wdzięczny za to, że przychodziła, pomagała mu, troszczyła się o niego i próbowała poprawić mu humor, ale czasami potrzebował zdecydowanie trochę więcej czasu i przestrzeni dla samego siebie. Nigdy jednak nie miał jej odwagi tego powiedzieć, bojąc się, że może ją zranić. Chyba jak każdemu innemu, ranienie innych nie przychodziło z łatwością.
- Myślałem, że...
- Tak wiem, skarbie. Przykro mi.
Westchnął ciężko i wyplątał się z jej uścisku, podążając w stronę łóżka, na którym następnie usiadł. Przez kilka dobrych minuta trzymał twarz w swoich dłoniach, próbując ukryć rozczarowanie, które tak świetnie było na niej widoczne. Następnie przetarł ją i spojrzał pustym wzrokiem na telefon, stojący na szafce nocnej. Zupełnie jakby miał zadzwonić na zawołanie.
- On na prawdę mnie nienawidzi...
Wyszeptał cicho, bardziej do samego siebie, niż do swojej dziewczyny, która stała i patrzyła na niego niezadowolona. Nie widział jak brunetka przekręca oczami, wypowiadając nieme "Zawsze tylko Chester się liczy" i próbuje zachować miły wyraz twarzy i fałszywy, współczujący uśmiech na swoich ustach.
Wypuszczając obłoczek dymu z pomiędzy swoich warg, podążał za nim swoim wzrokiem, patrząc jak unosi się ku niebu, które było szare i zachmurzone. Mimo, że oficjalnie była zima, a konkretniej Święta Bożego Narodzenia, to po śniegu nie było ani śladu. Nawet najmniejszego. Zresztą w tych okolicach nigdy go nie było i nie zapowiadało się na to, by się pojawił.
Westchnął i oparł się o swój samochód czekając. Sześć miesięcy. To tyle minęło odkąd widział go po raz ostatni. Cały ten okres był czymś niewyobrażalnym, czymś czego nie da się dokładnie opisać słowami. Pustka i brak panowały w jego domu, mimo częstych odwiedzin przyjaciół, czy też Anny. Miał wystarczająco dużo czasu, by dojść do pewnych wniosków. Chociażby takich, jak wiele znaczył dla niego Chester. Tak, tęsknił za nim - na pewno bardziej, niż za którymkolwiek z innych jego przyjaciół. Sam do końca nie wiedział co miał o tym sądzić; prawda, byli czymś więcej, niż tylko przyjaciółmi. Byli bratnimi duszami, a nawet więcej. Czasem miał wrażenie jakby byli jedną duszą, tylko w dwóch ciałach, jednak czy to był powód tak dużej tęsknoty?
Poprawił kaptur swojej bluzy, który spoczywał na czapce z daszkiem, która z kolei znajdowała się na jego głowie. Nie było zimno, raczej chłodno.
Zaciągnął się po raz ostatni, widząc przez szklane drzwi zbliżającą się postać z torbą w dłoni. Odrzucił nie do końca spalonego papierosa i przygniótł go butem, odganiając od siebie resztkę dymu. Popalał od czasu do czasu, jednak robił to wystarczająco rzadko i po kryjomu, aby ktokolwiek się domyślił. Zaczął jakieś trzy miesiące temu, gdy nie dostał żadnej wiadomości od Chester'a. Nawet sam do końca nie wiedział co tu robił, skoro starszy mężczyzna prawdopodobnie nie miał ochoty go znać.
Uważnie obserwował jak drobna sylwetka zbliża się do wyjścia. Brunet ze zmierzwionymi włosami popchnął drzwi i wyszedł na zewnątrz wyraźnie rozkoszując się świeżym, chłodnym powietrzem. Błogi uśmiech malował się na jego ustach. Dobrze było poczuć się ponownie wolnym i mieć świadomość, że wracasz tam, gdzie Twoje miejsce.
Ruszył schodkami w dół, wyraźnie kierując się w stronę najbliższego przystanku; nie zwracał uwagi na parking, samochód na nim stojący i osobę opierającą się o niego.
- Chester!
Odepchnął się od drzwi samochodowych, o które się opierał i przeszedł kilka kroków, by zwrócić na siebie większą uwagę.
Miał w nosie to, czy chciał go widzieć, czy też nie. Uśmiechnął się szeroko, swoim słynnym uśmiechem, który od pewnego czasu nie gościł na jego twarzy. Nie był pewien, czy był widoczny, czy też nie.
Drugi mężczyzna odwrócił się powoli, stojąc w miejscu zaskoczony.
Ruszył niepewnie w kierunku parkingu, idąc wolniejszym krokiem nich dotychczas. Po chwili jednak, gdy już rozpoznał Pół-Japończyka, zaczął z sekundy na sekundę przyśpieszać.
- Mike!
Niemal biegł, kiedy znalazł się przed młodszym mężczyzną. Bez zastanowienia zwolnił uścisk i pozwolił torbie upaść z cichym łoskotem na ziemię, rzucając się Shinodzie na szyję. Dosłownie.
Michael z szerokim uśmiechem zamknął bruneta w niedźwiedzim uścisku, wyciągając z tej chwili wszystko co najlepsze. Radość, która ogarnęła tą dwójkę była czymś niesamowitym. Jak idiotycznie to nie zabrzmi, poczuli jakby ktoś dał im skrzydła. Euforia unosiła ich ponad ziemią, pozwalając im poczuć jak gdyby dryfowali we własnym szczęściu.
- Jest Wigilia, co Ty tu robisz? Czemu nie jesteś z Anną?
Nie uwalniając się z ciepłego uścisku zapytał cicho, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu na swojej twarzy. Tego na prawdę się nie spodziewał. Nadal nie wierzył w to, że stał w ramionach Mike'a po tych długich, piekielnych sześciu miesiącach.
- Pojechała z rodzicami do Sierra Nevady, żeby mieć śnieg na Święta. Chyba nie sądziłeś, że pojadę z nimi i zostawię Cię samego?
Zaśmiał się, odsuwając się lekko, by uważnie przyjrzeć się dwudziestotrzylatkowi. Nie umknęło jego uwadze to, że stracił na wadze i że ubrania , które całkiem niedawno były na niego dobre, teraz stały się jakby trochę za duże. Blond włosy zniknęły, a ich miejsce zajęły włosy o naturalnym kolorze. Ale to nie miało większego znaczenia.
- Chodź, czas wracać do domu.
Objął go ramieniem i chwycił jego torbę w drugą, kierując się w stronę samochodu. Niesamowite było to, jak szybko oboje ponownie poczuli się pełni. Odzyskali swoje zagubione cząstki.
Z cichym sapnięciem przewrócił się po raz kolejny na swój drugi bok. Nie mógł zasnąć. Czy też może nie chciał. I nie chodziło tu o czarną kanapę, bo ona była dość wygodna. Po prostu nie miał ochoty spać sam tej nocy. Wystarczająco długo tkwił sam w pokoju, w pustych czterech ścianach, na pustym, chłodnym łóżku.
- Mikey...
Wyszeptał, mając nadzieję, że mężczyzna nieopodal nadal nie śpi. Podniósł głowę, by spojrzeć w stronę Pół-Japończyka i zobaczyć, że faktycznie nie spał; wpatrywał się w sufit milcząc. Dwudziestotrzylatek podniósł się do pozycji siedzącej, a następnie wstał przemierzając kilkoma krokami dzielący ich dystans.
- Mike.
Powtórzył, siadając na brzegu łóżka Pół-Japończyka i patrząc na niego uważnie. Uśmiechnął się delikatnie w odpowiedzi, gdy Shinoda przekręcił głowę i spojrzał a niego z grymasem radości na twarzy, jednocześnie posyłając mu pytające spojrzenie.
- Nie chcę spać sam.
Przyznał trochę nieśmiało i westchnął cicho, po prostu kładąc się obok niego, jakby to było na porządku dziennym. Podniósł kołdrę, którą młodszy mężczyzna także był przykryty i wysunął się pod nią z uśmiechem na twarzy.
- Jesteś ciepły.
Dodał z cichym śmiechem, nieznacznie przybliżając się w stronę Mike'a i ciepła bijącego od jego sylwetki. Przełknął ślinę, przygryzając swoją dolną wargę. Nadal męczyły go wyrzuty sumienia związane ze słowami, które mu wykrzyczał, gdy po raz ostatni się widzieli. Niby to były tylko słowa, ale sam doskonale wiedział, ile bólu potrafią one zadać drugiemu człowiekowi. Nie było dnia, by nie przepraszał go w myślach, nie było dnia, by nie żałował. Teraz miał okazję przeprosić - na swój własny sposób.
- To jest mój Grudzień, to jest mój czas w roku. To jest mój Grudzień, to wszystko jest takie jasne. To jest mój Grudzień, to jest mój dom przykryty śniegiem. To jest mój Grudzień, to jest moja samotność.
Wyszeptał, czy może zanucił kładąc się na boku, by móc łatwiej spojrzeć w ciemne oczy Michael'a, który uważnie go obserwował, słuchając. Nie do końca wiedząc co Chester chciał mu przekazać.
- I chciałbym tylko nie poczuć, że było coś, co straciłem; i cofam wszystko co powiedziałem, by sprawić, żebyś tak się czuł. I chciałbym tylko nie poczuć, że było coś, co straciłem; i cofam wszystko co Ci powiedziałem.
Nadal mówił cicho, wpatrując się w duże, czekoladowe oczy, w których nie było w tamtej chwili cienia zmęczenia. Było czyste zainteresowanie i coś na kształt czułości, ale nie był pewien; może mu się zdawało.
- I rozdaję to wszystko po prostu żeby mieć gdzie iść; rozdaję to wszystko, żeby mieć dla kogo wracać do domu.
Zakończył cicho, na moment zamykając oczy. Musiał ochłonąć. Jego życie stanęło na głowie, przez ostatnich kilka miesięcy.
- Przepraszam.
Wymamrotał jeszcze tylko, nie wiedząc, co jeszcze mógłby dodać. Wszystko co czuł, właśnie mu powiedział. Napisał tą piosenkę na samym początku grudnia, gdy dowiedział się, że na Święta zostanie wypuszczony - stanie się wolny i będzie mógł wrócić tam, gdzie było jego miejsce; tam gdzie należał.
- Nie masz za co.
Usłyszał i momentalnie poczuł, jak ciepłe ręce obejmują jego plecy i przyciągają go bliżej, pozwalając mu zanurzyć swoją twarz w zagłębieniu szyi Pół-Japończyka i wdychać jego piżmową woń.
- To wszystko czego potrzebuję.
Wymamrotał jeszcze cicho - bardziej do siebie, niż do niego - zapewne tym samym łaskocząc Mike'a w to miejsce. Nie przejmował się tym jednak.
Po plecach Shinody przebiegły drobne dreszcze, jednak całkiem inne od tych, które miewał podczas, gdy to Annę trzymał w swoich ramionach. Te były jakby przyjemniejsze. Postanowił zostawić to jednak na później.
Ostatnią rzeczą, którą zapamiętał Chester przed zaśnięciem był delikatny pocałunek w czubek głowy i ciche słowa Michael'a.
- Samishi katta desu, Chaz.
------------------------------------------------------
"Samishi katta desu, Chaz" W wolnym tłumaczeniu znaczy to tyle, co "Strasznie za Tobą tęskniłem, Chaz"/"Tak bardzo za Tobą tęskniłem, Chaz"
Wiem, że rozdział nie jest zbyt dobry, ale jak widać był mały kryzys. Przez dłuższy czas niczego nie dodawałam, bo nie mogłam zebrać myśli. No, ale w końcu się udało.
Jeżeli tak wygląda niezbyt dobry rozdział to ja chciałabym pisać takie rozdziały! To było genialne! Ledwo powstrzymywałam łzy, czytając o tym, jak Chester próbował się skontaktować z Mike'iem i jak Anna im to uniemożliwiała, co za suka! Wszystko mogę zrozumieć, ale nie to, jak można się tak zachowywać! No, ale spotkali się, wreszcie. I My December, idealnie dobrane, no cudo po prostu. Mój boże, nie potrafię zebrać myśli, żeby napisać coś sensownego. Niesamowity rozdział...
OdpowiedzUsuńA co do mojego, to odcinek w przeciągu kolejnych dwóch dni powinien pojawić się na blogu, może nawet już jutro.
pozdrawiam. :)
ROZDZIAŁ NIE JEST DOBRY?! boże, Ty chyba oszalałaś. w tym rozdziale przez Ciebie raz miałam łzy w oczach, później uśmiech, łzy, uśmiech itd. no nie wiem, co napisać przez Ciebie! nie umiem w ogóle zebrać myśli, bo mam w głowie same słowa typu cudowne, świetne, wzruszające. to było po prostu piękne *.* idealnie pasuje tu my december, a jeszcze te słowa Mike'a na koniec.. no i spanie w jednym łóżku. Jezu no, nie mogę *o*wyprowadziłaś mnie totalnie z równowagi. początek był tak smutny, że aż czułam ten ból Chestera. później złość, a raczej wściekłość na Annę (mam nadzieję, że jej to nie ujdzie na sucho i Mike się o tym dowie, a razem z Chesterem coś jej zrobią, bo przecież tak nie może być ;x. a na końcu Chester wchodzi mu do łóżka <3 no przecież to jest takie piękne *.* dobra, koniec tego okropnego komentarza, mam nadzieję, że jakoś go ogarniesz. a i jeszcze tylko dodam, że jest taki krótki rozdział... albo mi się tak wydaje, nie wiem. ale jest boski, naprawdę <3
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest zajebisty! Łzy, uśmiech, łzy i znowu uśmiech. Przez pierwszą połowę rozdziału raczej dominował ten pierwszy, z wymienionych "nastrojów". Nie umiem się pozbierać, żeby napisać coś logicznego. Jest po prostu cudowne, piękne, boskie.
OdpowiedzUsuńTwierdzisz, że rozdział nie był zbyt dobry? Kobieto to ty gadasz! Był cudowny, w moich oczach pojawiły się nawet łzy podczas pierwszych fragmentów gdy Chez rozmawiał z Anną, którą znienawidziłam, za to, że okazała się ZIMNĄ SUKĄ (przepraszam za słownictwo, ale to wszystko jej wina :<). Tęsknota między nimi była na pewno bolesna, dlatego cieszę się, że w końcu się spotkali. Trochę mnie zaskoczyła akcja w łóżku, nie wiem, może dlatego, że nie jestem zwolenniczką dwóch mężczyzn, ale akceptuje to i właściwie to sprawia, że Twoje opowiadanie jest oryginalne. Nie czytałam nigdy takiego gdzie blisko są dwaj mężczyźni, a przecież jakie urozmaicenie się przyda, tak więc możesz być pewna, że jesteś jedną z moich ulubionych pisarek opowiadań :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na więcej i więcej! ;*
LUDZIE, błagam ogarnijcie, bo zaraz zacznę sama płakać, ze szczęścia oczywście. Strasznie Wam dziękuję, ale to STRASZNIE. Sama nie wiem już co powiedzieć, na prawdę. Te słowa wiele dla mnie znaczą, bo osobiście uważałam, że rozdział jest nijaki, bo długo się zastanawiałam i nic sensownego mi nie do głowy nie wpadło, no ale... DZIĘKUJĘ. Naprawdę <3
OdpowiedzUsuńUwaga, uwaga zapomniałam dodać, nie wiem jak to się stało, aleeee.... KOCHAM TWÓJ NOWY SZABLON ;o nieziemski! <3
OdpowiedzUsuńSama robiłaś? ;o
Nie, weź, hahah xd jestem kompletnym beztalenciem w tych sprawach, to dzięki kochanej witness <3 której będę wdzięczna chyba do końca mych dni. Mi też się podoba *.*
UsuńKobieto, nie pierdol. Ten rozdział jest ŚWIETNY. Chyba jeszcze lepszy od poprzedniego. Początkowe opisy są genialne, ten ból i cierpienie Chaza... A z drugiej strony końcówka też niesamowita. I ostatnia linijka... Nie wiem, dlaczego, ale utkwiła mi w pamięci. :3
OdpowiedzUsuńW ogóle to wchodzę do Ciebie na bloga, żeby Cię poinformować o nowym u mnie - widzę 12 - i od razu "Czemu mnie nie poinformowała?!". Potem czytam i patrzę, że pod poprzednim postem nowy komentarz. Trafiłyśmy. Dodałyśmy prawie w tym samym czasie. :P
Dobra, podsumowując - jest naprawdę dobrze, serio, coraz bardzej lubię Twoje opowiadanie.
o rany, dobra, ten rozdział seeeeeeeeeeeeeeerio ci sie udał! był taki pozytywny, oczywiście oprócz Ann, która zabiję paletką do ping-ponga kiedyś -,- i tak ostatnia scena, jak oni leżeli w łózku i My December, o boże noooo *___* zaraz mnie wena złapie na nowe i to będzie twoja wina, wiesz! no.. a teraz wracam do kończenia trójki na violenta, o ile sie pozbieram po twoim rozdziale :3
OdpowiedzUsuńU mnie pojawił się nowy rozdział, jeśli masz ochotę to zapraszam:
OdpowiedzUsuńhttp://live-fast-dont-forget-us.blogspot.com/ :)
Dodałam nowy, zapraszam :)
OdpowiedzUsuńno to w końcu, po kilku dniach męczarni i pokonaniu lenistwa, udało mi się skończyć rozdział. więc teraz tylko pozostaje mi zaprosić do przeczytania. :)
OdpowiedzUsuńHej, hej! Zapraszam na nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńRewelacja. Oczarowalas mnie. Wszystko do siebie pasuje, jest spojne. Estetyka. Wszystko na najwyzszym poziomie. Na prawde, podziwiam Cie, i czekam na nastepna czesc. Jeszcze raz - REWELACJA. Uwielbiam sie wczuwac w odczucia bohaterow, a ty mi to bardo ulatwiasz + wybacz pisownie z tel pisze :D :3
OdpowiedzUsuńCzytam już od jakiegoś czasu, ale jeszcze nie komentowałam, a teraz po prostu muszę! Ten rozdział był tak cudowny, że nie wiem nawet jak to opisać. Na początku miałam łzy w oczach, jak ona tak mogła? Anna, oczywiście. Jak mogła tak zrobić... bardzo jej w Twoim opowiadaniu nie lubię, rozumiem, że ona kocha Mike'a, ale chyba musi być ślepa, że nie widzi kim dla niego jest Chester. Znaczy ona wie, ale nie mogę zrozumieć jak może być tak egoistyczna i myśleć tylko o sobie. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. I jak pięknie! *-* końcówka mnie zauroczyła, w ogóle ja ubóstwiam My December, a dodany tutaj! Uwielbiam Cię za tego bloga! :)
OdpowiedzUsuńWięc tak, jak co piątek zapraszam na III rozdział :D
OdpowiedzUsuńHej, hej! Wpadłam poinformować o nowym rozdziale na moim blogu :)
OdpowiedzUsuńhttp://live-fast-dont-forget-us.blogspot.com/
Zapraszam i pozdrawiam! <3
Powiem wprost: uważam, że jesteś wobec siebie bardzo krytyczna, mówię tak, gdyż udało mi się przeczytać wszystkie rozdziały i jestem pełna podziwu dla Twojej wizji historii Linkin Park. Masz talent; świetnie opisujesz emocje - przemawiają do mnie z ogromną siłą.
OdpowiedzUsuńTeksty są świetne(może z wyjątkiem niewielu błędów ortograficznych, ale objętościowo to się nie liczy...)
Od razu dodaję bloga do ulubionych kart w wyszukiwarce i będę zaglądała regularnie!
o, jak fajnie, dzisiaj będzie nowy u Ciebie ;3 zapraszam do mnie, wczoraj dodałam rozdział i nie wiem, czy czytałaś ostatniego oneshota ;p http://icutyououtnowsetmefree.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń