poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział dziewiąty

"Demony przeszłości są częstym
gościem naszej duszy."


 Nigdy jakoś nie miał zbyt podzielnej uwagi i zawsze, gdy jego myśli zaprzątały inne rzeczy, nie potrafił skupić się na tym, na czym powinien. Wpatrując się w sylwetkę mężczyzny stojącego nieopodal i opierającego się o swój samochód z założonymi rękoma, nie potrafił skoncentrować się na czarnej słuchawce, którą trzymał tuż przy swoim uchu. Nie docierał do niego monotonny sygnał, wydobywający się z niej; zapomniał o tym, że wykonywał połączenie. Jedyne co do niego dochodziło, to szeroki uśmiech malujący się na twarzy o bardzo charakterystycznych, ale łagodnych rysach twarzy. Opalona karnacja, która wydawała się mieć kolor karmelu bardzo wyraźnie kontrastowała z czarnymi, nastroszonymi włosami, z tego samego koloru zarostem i ciemnymi brwiami znajdującymi się tuż nad czekoladowymi oczami, które były podkreślone przez dość długie - jak na mężczyznę - rzęsy. Jego szeroki uśmiech eksponował białe, wyszczerzone zęby, kontrastujące z jego karnacją.
Nie potrafił oderwać wzroku od jego twarzy i uśmiechu, który ją rozświetlał. Stał tam, oparty o samochód, delektując się świeżym powietrzem i szczerząc się jak głupek w kierunku jakiejś dziewczyny, która właśnie pomagała zatankować samochód jakiejś kobiecie w podeszłym wieku.
Pewnie wpatrywałby się w ten obrazek jeszcze dłużej, gdyby nie krzyki, które przywróciły go myślami do budki telefonicznej i słuchawki, którą trzymał w dłoni.
- Przepraszam, Sam. Zamyśliłem się.
Wymamrotał do automatu, zaraz po tym jak odchrząknął, oczyszczając gardło i przywracając siebie samego do porządku. Naparł swoimi plecami na szybę tuż za nim i oparł o nią głowę, przygotowując się na najgorsze. Przeczuwał, że ta rozmowa nie będzie należała do najłatwiejszych. Jak każda inna, ostatnimi czasy.
- Jesteśmy w drodze do Arizony i dzwonię, żeby powiedzieć, abyś spakowała wszystkie swoje i moje rzeczy.
Westchnął w myślach, zamykając oczy i czekając, aż jego żona przestanie zadawać tyle pytań i da mu spokojnie wszystko wytłumaczyć.
Czy ona na prawdę zawsze musiała przerywać i gadać tak bez sensu, zamiast poczekać, aż wszystkiego się dowie? Nie dość, że zaoszczędziła by mu czasu, to także i nerwów.
- Jak to po co? Przeprowadzamy się.
Od samego początku, jak tylko wszedł do tej cholernej budki, gdy tylko przekroczył jej próg, wiedział, że tak będzie. Wiedział, że Sam zacznie się na niego wydzierać, zadawać głupie pytania i obarczać go pretensjami. Zdziwiłby się, gdyby tak nie było.
 Otworzył oczy, następnie nimi przekręcił, aż w końcu przeniósł wzrok na Michael'a, który nadal opierał się o samochód z tym szerokim uśmiechem na twarzy. Nadal trzymając słuchawkę przy uchu i niby to słuchając wywodu Samanthy, obserwował wyraz twarzy pół-Japończyka.
W jednej chwili jego uśmiech znikł; tak po prostu w ułamku sekundy wyparował z jego twarzy. Następnie zmarszczył swoje ciemne i szerokie brwi, sprawiając, że jego ciemne oczy stały się praktycznie o połowę mniejsze. Zerknął niepewnie w prawo, następnie w lewo, a potem dla pewności po raz kolejny w prawo i zatrzymał swój wzrok ponownie na owej, młodej dziewczynie. Tak szybko jak jego szeroki uśmiech znikł, tak samo szybko się pojawił, rozświetlając jego twarz na nowo.
Chester sam do końca nie wiedział czemu, ale po prostu zaśmiał się - nawet jak na swój gust - trochę zbyt głośno, zapominając o tym, że tak na prawdę powinien słuchać monologu własnej żony.
Fakt, przeważnie miny dwudziestojednolatka były zabawne, ale ta miała coś w sobie, co powodowało nie tylko rozbawienie, ale także śmiech.
W jednej chwili szczerzy się jak wariat, a w drugiej nagle bystrzeje z czystym zdziwieniem i zdumieniem wymalowanym na całej jego twarzy.
Mimo, iż myślał, że zdążył się przyzyczaić do dziwnych grymasów Mike'a, to ta mina udowodniła mu tylko, iż był w błędzie.
 Oderwał wzrok od młodszego mężczyzny i przeniósł go na swoje buty. Przygryzł wargę, gdy Sam nagle przerwała i między nimi zapadła cisza.
Słyszał wyraźnie jak chrząka niezadowolona i głosem pełnym rozdrażnienia zadaje pytanie, którego on nie chciał usłyszeć.
Bo co miałby jej odpowiedzieć? "Słuchaj kochanie, właśnie gapiłem się na Michael'a i on zrobił taką śmieszną minę, wiesz?"?
Nie wydaje mi się. Szczególnie jeśli wziąć pod uwagę jej dziwną niechęć do pół-Japończyka.
Ciężko było stwierdzić co to było; jeśli w miejsce Shinody, wsatwić by jakąś blondynkę rodem z Playboy'a, to możemy wtedy otwarcie mówić o zazdrości, ALE... Nie było żadnej modelki - był tylko najzwyklejszy mężczyzna - pomijając jego uśmiech.
- Co? Nic mnie nie śmieszy.
Odpowiedział szybko, udając, że incydent z przed kilku sekund wcale nie miał miejsca.
Jak na gust i jej kobiecy instynkt, Chester zdecydowanie zbyt szybko udzielił odpowiedzi, ale nie zdążyła mu nawet tego zarzucić, bo w mgnieniu oka zmienił temat.
- Za jakieś dwie godziny będziemy na miejscu, bądź gotowa, dobrze?
Za wszelką cenę próbował zignorować niezadowolony pomruk dochodzący po drugiej strony linii.
- Dobrze wiesz, że robię to dla nas, Sam. Porozmawiamy, jak przyjadę, a teraz po prostu zrób to, o co Cię proszę.
Cierpliwie poczekał, aż jego żona wszystko przeanalizuje, a następnie mruknie pod nosem krótkie, zimne "w porządku" i zakończy połączenie.
Tym razem już z głośnym westchnięciem odłożył czarną słuchawkę na miejsce i wyszedł z budki telefonicznej, kierując się w kierunku Mike'a, który nadal stał tam jak idiota z tym szerokim uśmiechem na twarzy.
- Jak będzie tu tak stał i się uśmiechał, to na pewno jej nie poderwiesz.
Z cichym śmiechem, klepnął go w ramię, a następnie obszedł samochód dookoła, otwierając drzwi i zajmując miejsce pasażera. Kręcąc głową z rozbawienia, uważnie obserwował jak młodszy mężczyzna zajmuje swoje miejsce, za kierownicą, wkładając kluczyk do stacyjki.
- Wcale jej nie podrywałem!
Odezwał się, gdy już wygodnie się rozsiadł i upewnił się, że ma wszystko przy sobie, a następnie także klepnął blondyna w ramię, rewanżując się za akcję z przed kilku sekund.
- To do kogo niby się tak szczerzyłeś, co?
- A co, nasz Chaz jest zazdrosny?
Posłał mu krótkie spojrzenie, sugestywnie unosząc brwi i świetnie się przy tym bawiąc. Dokuczanie i dopiekanie sobie nawzajem także zdołali opanować do perfekcji.
- Chciałbyś!
- I tak wiem, że jesteś zazdrosny.
Jak zwykle, oczywiście ostatnie słowo należało do Shinody. Na początku ich znajomości, Chester walczył jeszcze o swoje, przekomarzając się z nim w nieskończoność, ale z czasem widząc uśmiech pełen satysfakcji, zadowolenia i triumfu na jego twarzy, nie potrafił go tego pozbawić. Oczywiście nie to, że przez cały ten tydzień spędzony w towarzystwie pół-Japończyka i reszty zmienił się diametralnie i nie do poznania; co to, to nie. Nie został potulnym szczeniaczkiem, który ustępował wszystkim - wyjątkiem był od czasu do czasu Mike'a, ale to tylko tak między nami. Był starym, dobrym Chester'em z małą słabością do Shinody, a konkretniej do jego uśmiechu. Przez cały tydzień miał okazje oglądać go setki razy i za każdym razem dziwił się jak to możliwe, że mężczyzna może mieć tak uroczy - dosłownie - uśmiech.
- Więc?
Blondyn spojrzał na niego z rozbawieniem, widząc jego zadowolony uśmieszek, błądzący po pełnych ustach. Nie jedna kobieta mogłaby ich mu pozazdrościć. 
- Więc, co?
- Do kogo się tak uśmiechałeś?
- Dziecko w samochodzie tej starszej pani robiło do mnie dziwne miny.
Wzruszył ramionami, wyjaśniając całą sprawę i wywołując parsknięcie śmiechem u Bennington'a. Posłał mu jedynie zdziwione i trochę jakby bezradne spojrzenie, a następnie w końcu uruchomił silnik i dodając gazu, ruszył do przodu, zostawiając stację benzynową za nimi.
Co chwilę zerkając na swojego towarzysza, czekał cierpliwie, aż się opanuje i ponownie będzie mógł wydusić jakiekolwiek słowo, wyjaśniając mu powód swoje rozbawienia.
- Ta dziewczyna myślała, że to było do niej; wpatrywała się w Ciebie tak, jakby miała Cię zjeść  na miejscu!
Michael wzruszył tylko ramionami, po raz drugi już tego dnia, patrząc na drogę i uśmiechając się pod nosem.
Już teraz wiedział, czemu się tak na niego patrzyła i czemu mu pomachała - co wywołało u niego lekkie zdziwienie, swoją drogą. Stąd ta zabawna mina, przez którą  Chester zdecydowanie podpadł swojej żonie.
- Cóż... To wiele wyjaśnia, zazdrośniku.
Podsumował krótko, nie mogąc odmówić sobie małej zaczepki i tego drobnego aktu drwiny, po czym parsknął pod nosem, widząc kątem oka, jak blondyn wnosi oczy ku górze.

 Miłość od pierwszego wejrzenia - czy ktoś w to tak w ogóle wierzy?
Nie. Raczej nie. Ale w przyjaźń od pierwszego wejrzenia już o wiele łatwiej uwierzyć, prawda? Chyba tak najlepiej można określić relację pomiędzy Chester'em, a Mike'iem, która rozwinęła się niesamowicie szybko przez te wszystkie tygodnie. Wystarczyło zaledwie kilka dni, aby zaczęli czuć się swobodnie w swoim towarzystwie. Kilkadziesiąt godzin, by znaleźć coś, czego wcześniej im brakowało, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Kilkaset, czy nawet kilka tysięcy minut, by wiedzieć, że to nie będzie taka sobie zwykła więź łącząca dwóch kumpli; że to będzie coś ponad to.
Jeśli nie wierzycie jednak także i w przyjaźń od pierwszego wejrzenia, to może chociaż bratnie dusze do Was przemawiają?
To miano można spokojnie nadać tej dwójce. Mimo, że tak na prawdę różnili się od siebie, to nadal pozostawali tacy sami. Mogli porozmawiać na każdy temat, bez wyjątku. Mogli robić najgłupsze rzeczy na świecie, nie przejmując się konsekwencjami. Mogli kłócić się i wyzywać w jeden chwili, po to by w drugiej śmiać się jak opętani.
Mimo różnic, doskonale się rozumieli; wręcz dopełniali.
Jeden miał ogromny wpływ na drugiego i to było coś, co sprawiało, że ich więź była niewiarygodnie silna.
 Trzy tygodnie. To tyle dokładnie minęło od przeprowadzki Chester'a i jego żony z Arizony do Kalifornii. Te kilkanaście, czy kilkadziesiąt dni wystarczyło, by życie każdego z mężczyzn stanęło na głowie.
Bennington za wszelką cenę próbował utrzymać relacje między wszystkimi w rydzach. Każdego dnia musiał dbać o to, aby członkowie zespołu i jego żona się nie pozabijali nawzajem. Nie miał większych kłopotów jeśli chodziło o Joe, Rob'a, Brad'a czy Dave'a - największe problemy były z Sami i jej stosunkiem względem Shinody. Z chęcią rzuciłaby się na Mike'a z rękoma, gdyby tylko mogła. Obwiniała go dosłownie o wszystko i patrzyła na niego, jak na najgorsze zło świata, co nie umknęło uwadze reszty. Żaden z nich jednak nie miał pojęcia skąd ta niechęć.
 Wszyscy pracowali ciężko od rana do wieczora nad materiałem do pierwszej płyty, a może raczej minialbumu, na którym miało znaleźć się osiem utworów. Chester i Michael spędzali niezliczone noce dopracowując każdy tekst do perfekcji, każdą nutę, każde jedno brzmienie.Czasem zdarzało się, że potrafili zarywać po dwie noce z rzędu. Chcieli jak najszybciej ukończyć swoje demo, aby móc czym prędzej wypuścić je w obieg.
Cały ten proces pracy nad płytą, poświęcenie i zaangażowanie, które blondyn wkładał w sprawy zespołu przeszkadzały Sam - a jakby inaczej. Ciągłe narzekania ze strony Samanthy, o to, że więcej czasu spędza właśnie z Michael'em niż z nią; wszystkie te pretensje o to, że Mike jest ważniejszy od niej denerwowały z kolei Chester'a, który z trudem radził sobie z presją, która pojawiła się wraz z przeprowadzką. Z jeden strony miał zespół, któremu musiał poświęcić mnóstwo czasu i serca, a z drugiej strony narzekającą żonę, która wypominała mu zaniedbanie.
Wszystko w miarę się ustatkowało, gdy pół-Japończyk wyszedł z inicjatywą poznania Samanthy z Anną - jego dobrą przyjaciółkę, którą znał od szesnastego roku życia. Odkąd pamiętał traktował ją jak młodszę siostrę, o którą trzeba było się troszczyć. Wraz z ich poznaniem, pretensje się zmniejszyły, gdyż Sam oddała się swojemu nowemu i ulubionemu zajęciu, czyli zakupami i imprezowaniem wraz z drugą kobietą. Powiedzmy, że wtedy Chaz mógł z czystym sumieniem i w pełni poświęcić swój czas zespołowi i sprawom z nim związanymi.
 Co do samej przeprowadzki i jej przebiegu, to nie trudno się domyślić, iż Samathcie pomysł mieszkania w domu Shinody się nie spodobał. Na miejscu, gdy Chester wszystko już rozpakował, poukładał i podziękował Michael'owi za udostępnienie im sypialni jego rodziców, ona nagle zaczęła się pakować i oznajmiła, że nie ma zamiaru mieszkać u kogoś obcego, a zwłaszcza u Mike'a. Zagroziła, że albo wynajmie im własne mieszkanie, albo ona wraca do Arizony. Po długiej kłótni, krzykach, tłumaczeniach, obietnicach i przeprosinach, w końcu odpuściła.
 Relacje w zespole, między Bennigtonem, a pozostałymi członkami układały się świetnie. Dosłownie. Każdy miał swój osobny, jednak wspólny język. Każdy świetnie się rozumiał, wspierał siebie nawzajem i był gotów pomóc drugiemu za wszelką cenę. Wiedział, że mógł liczyć na każdego z nich, wiedział, że wszyscy byli jego przyjaciółmi, ale to więź z pół-Japończykiem była najsilniejsza ze wszystkich innych.
Jednak miał świadomość, że dzięki wsparciu i obecności reszty przetrwają i przebrną przez wszystkie trudności.
To dzięki silnej przyjaźni między całą szóstką, dzięki poświęceniu i zaangażowaniu Hybrid Theory miało szansę zaistnieć.

 Jego oczy; te spojrzenie zdawało się docierać do najgłębszych zakamarków jego duszy. Tam gdzie wszystkie uczucia, wspomnienia i sekrety miały bezpieczne dla siebie miejsce. Nie mógł wytrzymać tego dłużej. Spuścił wzrok.
Patrzył na dłonie, które kurczowo trzymały biały skrawek papieru. Wyraźnie widział wytatuowany złoty pierścień na najmniejszym palcu jego prawej dłoni. Dalej były niebieskie płomienie, pnące się ku górze, tak samo jak jego wzrok. Zatrzymał go dopiero gdy dotarł do ramienia, na którym widniał wizerunek czerwonej ryby na tle wody. Wszystkie kolory tatuażu na ramieniu idealnie zgrywały się z odcieniami wytatuowanych płomieni, wymieszanych z wodą.
Nie odważył się jednak podnieść wzroku jeszcze wyżej; nie mógł znieść tego spojrzenia, które przenikało go na wskroś.
- Mike.
Widział jak uwalnia jedną rękę i podnosi ją by dotknąć jego ramienia.
Przełknął ślinę i uniósł wzrok do góry, spotykając ciemne oczy Chester'a.
- Sam mówiłeś, że mamy mówić sobie o wszystkim.
Młodszy mężczyzna parsknął, odwracając głowę, by spojrzeć przed siebie. Przed oczami miał swój własny obraz, który namalował dawno temu. Sam do końca nie wiedział co przedstawiał; było to po prostu odzwierciedlenie tego, co działo się wtedy w jego duszy.
Siedzieli na ciemnej kanapie ramię w ramię; czuł ciepło bijące od ciała blondyna, które znajdowało się tuż po jego lewej stronie.
W pokoju panowała głucha cisza. Właściwie w całym domu nie było słychać ani jednego dźwięku, byli sami. Sam była na zakupach w mieście wraz z Anną.
- Kiedy Ci to mówiłem, milczałeś jak grób, więc czemu ja miałbym Ci teraz o wszystkim powiedzieć?
Nie był zły. Raczej lekko zawiedziony faktem, że blondyn nie powiedział mu wszystkiego, a tak właściwie to nie powiedział mu nic o swoich problemach.
Rozmawiali często i o wszystkim - o wszystkim po za swoją przeszłością. A teraz nadszedł ten czas, kiedy wiedzieli, że muszą powrócić wspomnieniami kilka lat wstecz i o wszystkim opowiedzieć. Nie poprzez teksty, nie poprzez muzykę, tylko poprzez słowa - zwykłą rozmowę. Zmierzyć się twarzą w twarz z demonami.
Kiedy ich zespół stał się oficjalny, kiedy wszystko stało się czymś poważnym, Mike usiadł koło Chester'a, kładąc mu dłoń na ramieniu i powiedział, że muszą porozmawiać. Wytłumaczył, że jako dwójka pisząca największą ilość tekstów, powinni wiedzieć o sobie wszystko; wszystko co ma wpływ na ich stan i ich twórczość. Blondyn milczał. Nie odezwał się ani słowem. Pół-Japończyk odpuścił po jakiejś godzinie, gdy mimo jego próśb, Bennington nadal nie wydusił z siebie ani słowa.
Kilka dni po tym incydencie, starszy mężczyzna znalazł teksty należące do Shinody, których nigdy nie widział na oczy, mimo, że Michael przyrzekał mu, iż nie ma nic więcej. Twierdził, że te które mu pokazał, były jedynymi. Kłamał. To zmusiło Chester'a do przemyślenia wszystkiego i podjęcia decyzji o byciu szczerym.
Siedział więc obok Mike'a z jednym z znalezionych tekstów w swoich dłoniach i patrzył jak wpatruje się w swój obraz.
- Bo...
Nie wiedział co odpowiedzieć, bo sam nie znał odpowiedzi na to pytanie.
- Słuchaj; Wiem, że popełniłem błąd, nie mówiąc Ci niczego tamtego dnia, ale teraz wiem, że powinienem.
- Więc powiedz mi teraz.
Młodszy mężczyzna odwrócił głowę w stronę Chester'a patrząc na niego spokojnie. Teraz to on wpatrywał się w Benningtona tym spojrzeniem; intensywnym, palącym i przenikającym do najmniejszego zakątka duszy.
- Nikt Cię nie będzie oceniał, Chester. Nikt nie będzie zły, tu chodzi tylko i wyłącznie o Twoje - nasze - dobro.
Mówił mu to już wcześniej, ale zamierzał powtórzyć to jeszcze raz. Zamierzał powtarzać to tak długo, aż w końcu blondyn zrozumie.
- Możesz mi ufać.
Próbował włożyć do swojego głosu całą szczerość, którą posiadał, by za wszelką cenę przekonać go, że na prawdę tak jest.
- Pod jednym warunkiem; Ty wyjaśnisz mi to.
Położył skrawek kartki w wolnym miejscu pomiędzy nimi, nie spuszczając z niego i z Mike'a wzroku. Pół-Japończyk rzucił tylko krótkie spojrzenie na tekst i kiwnął głową.
Nadszedł czas, by zmierzyć się ze swoimi demonami przeszłości.
Chester wziął głęboki oddech i przetarł twarz dłońmi. Pochylił się, odrywając plecy od oparcia kanapy i oparł łokcie o swoje kolana. O dłonie zaciśnięte w pięści oparł swój podbródek, patrząc przed siebie na obraz dwudziestojednolatka. Chyba dopiero w tamtej chwili dotarło do niego co tak na prawdę przedstawiał. Każdy mógł ujrzeć w nim wnętrze swojej duszy. Każdy mógł zobaczyć w nim swoje największe obawy, najgorsze wspomnienia i skryte tajemnice.
- Moim rodzicom nigdy nie wiodło się najlepiej, ich małżeństwo także nie układało się zbyt dobrze. Rozwiedli się, gdy miałem cztery lata. Niedługo po tym moja mama znalazła kogoś nowego. Ślub i te sprawy. Moje relacje z ojczymem nie były takie złe, do czasu. Kiedy pojawił się u nas jego dobry znajomy, wszystko się zmieniło. Szybko zdobył sympatię mojej mamy i został przyjacielem naszej rodziny. Matka i ojczym świętowali chyba wtedy czwartą rocznicę ślubu, w każdym razie miałem dziewięć lat, gdy poprosili GO aby się mną zaopiekował przez tą jedną noc.
Przerwał, zamykając oczy i biorąc głęboki wdech. Jego dłonie zaczęły drżeć, a oddech przyśpieszył. Widział wszystkie te obrazy przed swoimi oczami; znów był małym, bezbronnym i zapłakanym chłopcem, wołającym swoją mamę. Mamę, której nie było w tamtej chwili przy nim, by uratować swojego jedynego syna.
Otworzył gwałtownie oczy, gdy ciepła dłoń wylądowała na jego ramieniu.
Przygryzł wargę, która zaczęła niebezpiecznie drgać.
Próbował uspokoić swój oddech.
Mike. To tylko Mike.
Powtarzał w swoich myślach, na okrągło.
Tylko Mike.
Przełknął ślinę, zbierając się w sobie i zmuszając się do kontynuacji.
To już minęło.
- Było już wtedy ciemno, kiedy przyszedł do mojego pokoju. Pił; czułem tą okropną woń alkoholu, gdy mówił mi na ucho, że...
Zamknął oczy i mocniej przygryzł wargę, walcząc z wielką gulą w swoim gardle. Poczuł smak krwi w ustach. Zacisnął zęby jeszcze bardziej, zanim otworzył usta, by kontynuować słabym głosem.
Dwudziestodwuletniego Chester'a nie było.
Było małe, przerażone dziecko. Chłopiec ze łzami w oczach.
- ... że nie będzie bolało; że nie mam się czego wstydzić.
To wszystko go przerosło. Nie był już w stanie dłużej powstrzymywać łez. Czuł się słaby, brudny i poniżony; czuł się nikim. Zupełnie jakby ta bestia odebrała mu tamtej nocy wszystko, co najlepsze. Zabrała ze sobą kawałek jego.
Był też zły. Na samego siebie.
Tych łez nie powinno być; dwudziestodwuletni mężczyzna nie powinien płakać.
Tylko, że go tam nie było; nie było dorosłego człowieka, na jego miejscu siedziało zagubione dziecko.
- Shh, już dobrze, Chester. Już dobrze.
Widok łez i widok rozbitego blondyna łamał mu serce. Nie mógł siedzieć bezczynnie i patrzeć na jego cierpienie, na to jak od nowa przeżywa ten dzień; jak od nowa rozpada się na miliony kawałków. Pochylając się bardziej w jego stronę, objął go ramieniem i zdecydowanym ruchem przygarnął do siebie, zamykając w ciepłym uścisku. Chciał dać mu poczucie bezpieczeństwa, chciał odgonić wspomnienia z przeszłości.
- On zdjął ze mnie ubrania, Mike. Rozumiesz? O-on, on...
- Nie musisz już nic mówić, Chaz. Już dobrze.
Wyszeptał w okolicę, gdzie łączyła się jego szyja i ramię.
Próbował zamaskować drżenie w swoim głosie, jednak z każdym kolejnym szlochem, z każdą kolejną łzą, było mu coraz trudniej. Przyciągnął go jeszcze bardziej do siebie, gładząc delikatnie jego plecy i uspokajając go swoim cichym, drżącym szeptem.
- On mnie dotykał i mówił te wszystkie rzeczy...
Nie zważał na słowa młodszego mężczyzny. Nie zwracał uwagi na nic. Nawet na to, że był obejmowany, że łkał jak malutkie dziecko. Wszystko co widział, to swój pokój, on sam nagi, zapłakany na swoim łóżku i ON - ten, który odebrał mu dzieciństwo.
- Już dobrze, Chester. Jego już nie ma, słyszysz?
Mike za wszelką cenę próbował przejąć kontrolę nad całą tą sytuację, ale nie potrafił. Wymykała mu się ona z rąk. Nie mógł go uspokoić. Blondyn tkwił w przeszłości. Demony go dopadły i nie miały zamiaru tak łatwo go wypuścić ze swoich szponów.
- Chazy, spójrz na mnie. Otwórz oczy, słyszysz?
Michael odsunął od siebie starszego mężczyznę - a raczej tylko jego ciało z duszą dziecka w środku - i uchwycił jego zapłakaną twarz w swoje drżące dłonie. Otarł ślady łez kciukami a następnie uniósł delikatnie swoją głowę, pochylając się i składając na jego czole delikatny pocałunek.
Muśnięcie ust, które było niczym dotyk skrzydeł motyla wyrwało go z otchłani przeszłości. Otworzył gwałtownie oczy.
- C-co...
- Shh, w porządku, to tylko ja.
Przez łzy, które sprawiły, że obraz przed jego oczami był nie wyraźny, ujrzał delikatny uśmiech Mike'a. Zdezorientowany rozejrzał się dookoła.
To nie był jego pokój. Wszystko zniknęło. Rozpłynęło się w nicości.
Skupił się na uspokojeniu swojego oddechu, gdy nagle wszystko do niego dotarło. Wyplątał się z objęć młodszego mężczyzny i powrócił na swoje miejsce, opierając się plecami o oparcie czarnej kanapy.
Był zażenowany, zawstydzony i zły. Miał mieć wszystko pod kontrolą.
To miało być takie łatwe. Powiedzieć o wszystkim bezbarwnym tonem głosu, wypranym z emocji i zapomnieć, a nie wypłakiwać się w czyjś rękaw.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Cisza, która z każdą chwilą zaczynała coraz bardziej ciążyć każdemu z nich.
Wziął głęboki wdech i ponownie zaczął wpatrywać się w obraz, naprzeciwko niego.
Na jego policzkach nadal widniały mokre ślady łez.
- Kiedy już podrosłem, rzuciłem się w wir alkoholu i narkotyków. Ucieczki z domu, aresztowania, krótka odsiadka w więzieniu, potem znów alkohol, używki - całe to bagno. Nawet nie wiesz jak głęboko w tym siedziałem i czasem zastanawiam się czy nadal w tym nie tkwię.
Dokończył, siląc się na chłodny, zdystansowany ton głosu. Chciał się odciąć od przeszłości; od prywatnego piekła, które zrządził mu los i on sam.
Poczuł ramię Michael'a, które próbowało go objąć i ponownie przyciągnąć do siebie, zamykając w uścisku i otulając ciepłem. Niestety tylko próbowało, bo Chester spojrzał na niego i pokręcił głową.
- Nie rób tego.
Słaby i błagalny głos, który dotarł do uszu Mike'a, sprawił tylko, że ogarnęła go jeszcze większa ochota, by go przytulić, ale zrezygnował, znając teraz przyczynę dziwnego zachowania blondyna i znając konsekwencje.
Dwudziestodwulatek nie tylko co bał się jego dotyku, chodziło raczej o to, że wiedział, iż może stracić kontrolę. Chyba każdy z nas, gdy jest w rozsypce i zostaje obdarzony ciepłym uściskiem, zaczyna nie wiadomo czemu płakać, pozwalając swoim murom obronnym runąć. On tego nie chciał; wolał tego uniknąć. Był dla siebie samego swoją własną ochroną i za wszelką cenę nie chciał tego zmieniać.
Pomiędzy nimi zapadła cisza, wypełniając pomieszczenie.
Na usta Mike'a cisnęło się tak wiele pytań, które chciał zadać, ale nie miał pojęcia jak zacząć. A może po prostu nie chciał. Nie miał odwagi.
Oby dwoje wpatrywali się w wiszący obraz przed nimi. Dla Micheal'a pozostawał nadal taki sam, jednak dla Chester'a zdawał się być jakby... Spokojniejszy. Ostre i rażące kolory, jakby stały się łagodniejsze. Jakby jego dusza zrzuciła chociaż odrobinę ciężaru, ciążącego na niej od tak dawna.
Mimo, że musiał przeżyć wszystko od nowa, to poczuł się lepiej; mimo zawstydzenia, mimo złości i zażenowania poczuł się lżejszy.
Powoli przeniósł swój wzrok na pół-Japończyka. Chciał, żeby on także poczuł się lepiej, aby pozwolił tylko na chwilę zawładnąć demonami przeszłości nad sobą, tylko po to, żeby potem pożegnać je na dłuższy okres czasu.
Chwycił kartkę, która teraz była lekko pognieciona i położył ją na kolanach ciemnowłosego mężczyzny, dając mu niemy znak, by zaczął swoją historię.
Pół-Japończyk westchnął cicho, przejeżdżając opuszkami placów po zapisanych przez niego słowach. Minęło sporo czasu, odkąd widział je po raz ostatni.
- Napisałem to o mojej mamie.
Powiedział na wydechu, wpatrując się w biel kawałka papieru i w słowa, zapisane czarnym tuszem.
- Co się z nią stało?
Cichy szept blondyna dotarł do niego.
Zamknął oczy. Nie chciał widzieć wyrazu jego twarzy, ani emocji na niej wymalowanych.
- Zabiłem ją.


"Won't be long 'til everybody knows
I've seen her smiling
The sunlight is shining on her now
She couldn't stay here
She knows you won't let her down
You know she couldn't stay here with you
You know she had to go
Even though she couldn't stay here with you
You know you're not alone
No matter what you think you did wrong

Won't be long 'til everybody knows
She knew she had to go all along
Won't be long 'til everybody know"

  
------------------------------------------------------
Przeniosłam akcję trochę do przodu - praktycznie o cały miesiąc. Wiem, że większość liczyła na coś innego, ale po prostu... Ciężko to wytłumaczyć. Co prawda prawdziwej Bennody jeszcze nie widać, ale zaczynam tworzyć małe początki. Mam nadzieję, że wybaczycie mi już drugi z kolei, słaby rozdział.

15 komentarzy:

  1. Jezu, wspaniały odcinek! Wiele emocji w nim było naprawdę, miałam nawet łzy w oczach gdy czytałam opowieść Chestera a kiedy przeczytałam ostatnie zdanie kilka łez nawet spłynęło po moich policzkach. Myślę, że Chester dobrze zrobil mówiąc o tym swojemu przyjacielowi, na pewno będzie mu łatwiej. Natomiast jestem bardzo ciekawa historii Mike'a, którą mam nadzieję opowiesz w następnym rozdziale.
    Mam tylko jedno zastrzeżenie w tym zdaniu:
    - Już dobrze, Chester. Go już nie ma, słyszysz?
    Chyba powinnaś napisać "Jego" a nie "Go", ale to tylko tak mówię :)
    Naprawdę świetny rozdział, na pewno jeden z lepszych :) I dziękuję za informację o nim.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział* a nie odcinek, nie wiem skąd mi się to wzięło, haha :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wcale nie jest słaby... to po prostu dosyć długi i ciężki opis skomplikowanych uczuć i zawiłej sytuacji życiowej. Jak na mój gust trochę za mało akcji, brak mi tu nieco lekkości pióra i oczywiście mnóstwa szalonej miłości! Może trochę się rozmarzyłam, ale z utęsknieniem czekam na Bennodę.
    Mimo wszystko proponuję Ci przemyśleć to i owo, poczekać na wenę, bo nie widzę w tym tej pasji, co na początku - np. w tej cudownej jednoczęściówce. Spróbuj opisywać konkretne, krótkie sytuacje i nie rozpisywać się tak między nimi, o wiele ciekawsze są urwane myśli i gwałtowne, nieprzewidywane emocje.
    Powodzenia w dalszym pisaniu i nie rezygnuj! Czekam z niecierpliwością. Naprawdę lubię to opowiadanie i twój styl, ale więcej lekkości i spontaniczności!

    OdpowiedzUsuń
  4. ladycheetah - strasznie dziękuję za... w sumie nie wiem za co, ale dziękuję. Racja, wena mi chyba trochę uciekła i może faktycznie powinnam wszystko przemyśleć. Bo jak robić, to robić dobrze, prawda?

    umakemesmile - dziękuję, już szybciutko poprawiam ;d

    OdpowiedzUsuń
  5. POJEBAŁO CIĘ? (wybacz..) Rozdział nie jest słaby, jest świetny. Choć pierwszą część stanowią być może nieco za długie opisy, które nie wiele wnoszą, tak druga połowa. Kobieto, genialna! *___* Byłam też załamana,czytając to. Potrafisz zbudować emocjonalne napięcie. Ten fragment, gdy Chaz opowiadał Mike'owi o przeszłości... Świetne. I wiesz co? Mimo że z reguły jestem za szybkim rozwojem bennody, to u Ciebie ważniejsza jest przyjaźń. I pięknie ją oddajesz.
    Tylko jedna sprawa - nie rozumiem narracji. Znaczy jest prowadzona w 3osobie, ale w pewnym momencie, gdzieś w połowie pisałaś czasowniki w 1os... Ale to tylko moja upierdliwość.
    Nie mogę się doczekać kolejnego. :3 Pozdrawiam, duuuuuuużo weny, żeby kolejny był SZYBCIEJ.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że mi powiedziałaś, bo nawet nie wiedziałam... Zaraz to sprawdzę, bo aż sama jestem ciekawa co odpieprzyłam -.-
    Ta, wszystko idzie tak mozolnie, że o mamusiu. Muszę się wziąć w garść i porządnie wszystko przemyśleć xd
    Dziękuję strasznie za miłe słowa i również czekam na dalszy ciąg Twojej Bennody, bo kto jak kto, ale Ty piszesz ją najlepiej ;D
    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej, dziękuję <3 Usłyszeć to z Twoich ust (czy raczej, hmmmm, zobaczyć z Twoich słów?)to naprawdę coś miłego, bo uważam, że piszesz niesamowicie i tworzysz jendo z moich ulubionych opowiadań. :3
    I pisz dalej, bo warto. Nawet jak nie będziesz miała weny, to zepnij się i dawaj, bo nawet jeżeli w siebie nie wierzysz, to uwierz, jest zajebiście.

    OdpowiedzUsuń
  8. A co ja mam teraz powiedzieć? Tak mnie skomplementowałaś, że aż brak mi słów no... Więc powiem tylko dwa słowa xD NIE PRAWDA!
    No okej - trzy, bo "dziękuję" też się należy.
    Ty mi nie masz za co dziękować, bo ja powiedziałam tylko oczywistą prawdę, którą każdy zna ;>
    Bez weny ciężko się piszę, ale zaraz ogarnę wszystko co pomoże mi w przyniesieniu inspiracji i zobaczymy co z tego wyniknie.
    Ja tam się modle o dalszą część Twojego opowiadania - Bennoda po polsku to rzadkość, a Ty zaczynasz już drugą, więc Ty i Twój blog spadliście mi wręcz z nieba ;3

    OdpowiedzUsuń
  9. czytam od początku i podoba mi się bardzo. ogólnie, zamysł i sens. zdarzają się drobne potknięcia w stylistyce i narracji (takie jakieś dziwne przejścia 1-3 osoba, w którymś momencie nie mogłam sie połapać xD) ale ogólnie bardzo fajnie:) Może ciut za wolna akcja, ale ja osobiście lubie czytać opisy, także mi to nie przeszkadza:)

    pozdrawiam i życzę weny, bluemonster

    OdpowiedzUsuń
  10. słaby rozdział?! ;o chyba nie widziałaś nigdy czego słabego ;o genialne, genialne, genialne! absolutnie nie spodziewałam się takiej odpowiedzi ze strony Mike'a, totalnie mnie zaskoczyłaś. jestem ciekawa, co będzie dalej, teraz jest świetnie. pomijając fakt, że denerwuje mnie Sam i Anna, ale tej drugiej w ogóle nigdy nie lubiłam ;p no nic, czekam na dalsze części ;p
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Zaczne od tego, ze ten tekst 'Był starym, dobrym Chester'em z małą słabością do Shinody, a konkretniej do jego uśmiechu' jest najslodsza rzecza, jaka do tej pory przeczytalam. :3 a teraz przechodzac do calosci rozdzialu to podziwiam Sam, ze tak latwo potrafila rzucic wszystko i wyjechac, zeby Chester mogl spelniac swoje marzenia, zwlaszcza, ze Bennington niewiele jej wytlumaczyl, ja bym sie na jej miejscu buntowala. A dalej, to, jak Chester opowiadal o przeszlosci... autentycznie sie trzaslam, naprawde. Swietnie to opisalas, takie smutne i wywolujace mnostwo emocji... i nie rozumiem za co mialabym zabijac, bo rozdzial jest wspanialy!
    Zaskoczylas mnie z tym wyznaniem Mike'a... Ale mam nadzieje, ze to sie wyjasni.
    No i pomimo tego, ze jeszcze nie ma takiej typowej bennody to oni razem juz teraz sa tak cudowni, ze nie wyobrazam sobie innego stanu rzeczy.
    Pozdrawiam i dziekuje za informacje o nn :)

    OdpowiedzUsuń
  12. albo ja mam jakiś zły dzień, albo naprawdę dzieje sie ze mną coś dziwnego -.- rozdział dobry, ale jak dla mnie za dużo opisów, zdecydowanie za dużo. wiem, że one są potrzebne, bo przecież sama daje opisy i często są one naprawdę niepotrzebne, ale tym razem jakoś za dużo tego było i tak za ciężko..? sama nie wiem, jak mam to określić.. ale ogólnie podobało mi się, więc sie nie przejmuj tą moją paplaniną :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak jak obiecałam, powiadamiam o nowych rozdziale :)
    www.live-fast-dont-forget-us.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Chciałam tylko dać znać, że u mnie nowy rozdział, zapraszam. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Genialne. Uczucia Chaza opisane w poruszajacy sposob... Czytam dalej.

    OdpowiedzUsuń