zawinięte w jedną paczkę."
Ciche jęki, czy może raczej skomlenie rozniosło się po pokoju, ginąc zaraz za grubym murem radości i podekscytowania, którym emanował Michael.
Kiedy jego przyjaciel wypowiedział jedno magiczne słowo - którym było imię Chester'a - świat ponownie ruszył, jednak tym razem jakby trochę szybciej, przyprawiając go o prawdziwy zawrót głowy. Czuł jak fala ekscytacji rozlewa się po całym jego ciele, a uśmiech sam maluje się na twarzy, na której przez ostatnie dni nie gościł nawet najmniejszy cień pozytywnych odczuć. Poczuł się jak wulkan pełen emocji, który zaraz może wybuchnąć. Był na granicy wytrzymałości. Jedyne co liczyło się dla niego w tamtej chwili to telefon i chęć rozmowy z Bennington'em, dlatego nie wiele myśląc poderwał się do pozycji stojącej i w mgnieniu oka pokonał dystans dzielący go od fotela do swojego łóżka, na którym pół-siedział, a pół-leżał Delson. Niemal rzucił się na niego, wyrywając mu słuchawkę z dłoni i zajmując jego miejsce. A raczej miejsce na nim - i to dosłownie - wywołując tym samym te wszystkie jęki i skomlenia. Szczerząc się jak głupi, szybko przyłożył czarną słuchawkę do ucha i nie wierząc w to co się dzieje, spróbował wydusić z siebie jakieś słowa.
- Chester? Tu Mike, wiesz ten Mike z tego zespołu... Uhm, przysłałeś nam swoje demo jakieś dwa la... Jakiś czas temu i wiesz...
- Złaź ze mnie w tej chwili, Michael! Nie ważysz pięciu kilo, do cholery!
Stłumiony krzyk połączony z jękiem bólu, przerwał wypowiedź młodego mężczyzny, który i tak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, gdyż był zbyt bardzo podekscytowany tym co aktualnie miało miejsce. W jego głowie huczało tylko jedno słowo, odbijając się echem i sprawiając, że słyszał tylko i wyłącznie je. W kółko i w kółko.
Chester.
Był tym wszystkim tak bardzo przejęty, że zwyczajnie nic do niego nie docierało. Nawet zduszone jęki dochodzące spod niego samego.
-...Przesłuchaliśmy tę płytę i...
- Rusz ten swój tyłek, w tej chwili, Shinoda! Ale to już, bo inaczej obiecuję, że...!
- Brad, błagam Cię, zamknij się, ja tu rozmawiam!
Młody mężczyzna zasłonił swoją dłonią dolną część słuchawki, aby rozmówca po drugiej stronie nic nie słyszał, po czym spojrzał na przyjaciela pod sobą ze złością wymalowaną na twarzy, w ogóle nie przejmując się tym, iż przygniatał go ciężarem własnego ciała, utrudniając mu oddychanie.
Odsuwając dłoń od słuchawki, powrócił do rozmowy. Złość zniknęła, a na jego twarzy w to miejsce ponownie pojawił się szeroki uśmiech.
- Wracając do Twojego dema; na prawdę nam się spodobało i chcielibyśmy się spotkać i omówić kilka spraw, jeśli to nadal jest aktualne...
Gdy mężczyzna po drugiej stronie poprosił, aby chwilę poczekał i podał mu swój numer, zmarszczył brwi zaniepokojony i nadal lekko zdziwiony wymamrotał rządek liczb ze swojej pamięci, zastanawiając się o co może chodzić.
- Więc?
Zapytał dość niepewnie, nie wiedząc do końca czego może się spodziewać. Miał dziwne przeczucie, że nie będzie to nic dobrego.
Jego szeroki uśmiech zmniejszał się z każdą sekundą, gdy słuchał wyjaśnień Chester'a. Nie pomagał nawet fakt, że słyszał jego - jak Joe to określił - anielski głos.
- Uhm, w porządku. Do usłyszenia.
Tylko tyle zdołał wykrztusić, odkładając słuchawkę na miejsce. Jego dobry humor prysł jak bańka mydlana. Wiedział, że to było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Ponownie zgubiła go własna naiwność; jak mógł
pomyśleć, że po
tym wszystkim wszystko skończy się dobrze i tak po prostu Chester od razu się
zgodzi, rzuci wszystko i przyjedzie do nich? Bzdura.
Znów poczuł się otępiały. Znów mało co do niego docierało, jednak tym razem nie z powodu radości. Nawet nie bardzo zmartwił się faktem, że Brad zrzucił go na podłogę, co spowodowało przeszywający ból jego pleców. Nie obchodziły go krzyki przyjaciela, po prostu...
Czuł się dziwnie pusty.
Znów poczuł się otępiały. Znów mało co do niego docierało, jednak tym razem nie z powodu radości. Nawet nie bardzo zmartwił się faktem, że Brad zrzucił go na podłogę, co spowodowało przeszywający ból jego pleców. Nie obchodziły go krzyki przyjaciela, po prostu...
Czuł się dziwnie pusty.
Drażniący dźwięk
rozniósł się echem po ich małym mieszkaniu, oznajmiając, iż ktoś bezzwłocznie
próbuje się do nich dodzwonić.
Jedno obojętne spojrzenie w stronę telefonu i ciche westchnięcie. Nawet nie miał ochoty, żeby wstać i podnieść tą cholerną słuchawkę. Monotonny hałas przynajmniej zakłócał głośne krzyki, dochodzące z kuchni. Nie zawracał sobie nimi głowy, bo i po co? Pokrzyczy i przestanie, tak jak zawsze z resztą.
- Odbierz ten cholerny telefon, Chester!
Mężczyzna uniósł wzrok ku górze w geście irytacji, wdychając ponownie, jednak tym razem trochę głośniej. Rzucił zeszytem i długopisem w stronę pobliskiego stołu, ale chybił, a obie rzeczy spadły z cichym łoskotem na podłogę. Podniósł się z kanapy i ruszył w stronę malutkiego przedpokoju, skąd dochodził dźwięk telefonu. Niechętnie podniósł słuchawkę.
- Słucham?
- Chester? Tu Brad!
Młody mężczyzna zmarszczył brwi, nie mając pojęcia z kim rozmawia i kim był ten cały Brad po drugiej stronie. Zanim zdążył zapytać o coś więcej, usłyszał stłumiony hałas, który przeszkodził mu w odezwaniu się. Nie miał ochoty na jakieś żarty. Miał wyjątkowo podły humor.
Czekał więc z narastającą irytacją, aż ten ktoś ponownie się odezwie.
- Chester? Tu Mike, wiesz ten Mike z tego zespołu... Uhm, przysłałeś nam swoje demo jakieś dwa la... Jakiś czas temu i wiesz...
Jego usta samowolnie lekko się uchyliły, a serce zabiło szybciej, gdy usłyszał o swoim demie, które wysłał dwa lata temu. Dwa lata! Stracił wszelką nadzieję, a teraz... TO.
Z płytą wiązała się dość długa historia, o której on zdecydowanie nie chciał sobie przypominać; nie teraz. Miał zły humor, wiedział także, że wydarzenia i brak reakcji z ich strony przez te dwa lata mogą doprowadzić do czegoś, czego będzie żałował.
Stał więc tam tylko, uważnie słuchając.
-...Przesłuchaliśmy tę płytę i...
Dwudziestodwuletni mężczyzna przygryzł nerwowo swoją dolną wargę, słysząc jakieś stłumione dźwięki, które przypominały czyjeś głosy. Te całe przerywanie powoli zaczynało doprowadzać go do szału, ale mimo to serce biło szybciej, a dłonie lekko się pociły, zmuszając go do wytarcia ich o swoje spodnie.
- Wracając do Twojego dema; na prawdę nam się spodobało i chcielibyśmy się spotkać i omówić kilka spraw, jeśli to jest nadal aktualne...
Chester rzucił zirytowane spojrzenie w stronę małej kuchni, która była tuż za rogiem przedpokoju, słysząc nadal dochodzące z niej krzyki. W takich warunkach przecież nie było można rozmawiać.
- Poczekaj. Możesz podać mi swój numer?
Jednym, szybkim ruchem dłoni chwycił długopis leżący nieopodal i zaczął notować kolejno cyfry, które słyszał, na małej żółtej karteczce.
- Więc?
Jedno obojętne spojrzenie w stronę telefonu i ciche westchnięcie. Nawet nie miał ochoty, żeby wstać i podnieść tą cholerną słuchawkę. Monotonny hałas przynajmniej zakłócał głośne krzyki, dochodzące z kuchni. Nie zawracał sobie nimi głowy, bo i po co? Pokrzyczy i przestanie, tak jak zawsze z resztą.
- Odbierz ten cholerny telefon, Chester!
Mężczyzna uniósł wzrok ku górze w geście irytacji, wdychając ponownie, jednak tym razem trochę głośniej. Rzucił zeszytem i długopisem w stronę pobliskiego stołu, ale chybił, a obie rzeczy spadły z cichym łoskotem na podłogę. Podniósł się z kanapy i ruszył w stronę malutkiego przedpokoju, skąd dochodził dźwięk telefonu. Niechętnie podniósł słuchawkę.
- Słucham?
- Chester? Tu Brad!
Młody mężczyzna zmarszczył brwi, nie mając pojęcia z kim rozmawia i kim był ten cały Brad po drugiej stronie. Zanim zdążył zapytać o coś więcej, usłyszał stłumiony hałas, który przeszkodził mu w odezwaniu się. Nie miał ochoty na jakieś żarty. Miał wyjątkowo podły humor.
Czekał więc z narastającą irytacją, aż ten ktoś ponownie się odezwie.
- Chester? Tu Mike, wiesz ten Mike z tego zespołu... Uhm, przysłałeś nam swoje demo jakieś dwa la... Jakiś czas temu i wiesz...
Jego usta samowolnie lekko się uchyliły, a serce zabiło szybciej, gdy usłyszał o swoim demie, które wysłał dwa lata temu. Dwa lata! Stracił wszelką nadzieję, a teraz... TO.
Z płytą wiązała się dość długa historia, o której on zdecydowanie nie chciał sobie przypominać; nie teraz. Miał zły humor, wiedział także, że wydarzenia i brak reakcji z ich strony przez te dwa lata mogą doprowadzić do czegoś, czego będzie żałował.
Stał więc tam tylko, uważnie słuchając.
-...Przesłuchaliśmy tę płytę i...
Dwudziestodwuletni mężczyzna przygryzł nerwowo swoją dolną wargę, słysząc jakieś stłumione dźwięki, które przypominały czyjeś głosy. Te całe przerywanie powoli zaczynało doprowadzać go do szału, ale mimo to serce biło szybciej, a dłonie lekko się pociły, zmuszając go do wytarcia ich o swoje spodnie.
- Wracając do Twojego dema; na prawdę nam się spodobało i chcielibyśmy się spotkać i omówić kilka spraw, jeśli to jest nadal aktualne...
Chester rzucił zirytowane spojrzenie w stronę małej kuchni, która była tuż za rogiem przedpokoju, słysząc nadal dochodzące z niej krzyki. W takich warunkach przecież nie było można rozmawiać.
- Poczekaj. Możesz podać mi swój numer?
Jednym, szybkim ruchem dłoni chwycił długopis leżący nieopodal i zaczął notować kolejno cyfry, które słyszał, na małej żółtej karteczce.
- Więc?
- Chodzi o to, że
nie mogę teraz za bardzo rozmawiać. Oddzwonię jak to wszystko przemyślę i znajdę
chwilę czasu, ok?
- Uhm, w porządku. Do usłyszenia.
- Do usłyszenia, Mike.
Wymamrotał do słuchawki telefonu, z której już od kilku sekund wydobywał się monotonny dźwięk, oznajmiający koniec połączenia.
- Uhm, w porządku. Do usłyszenia.
- Do usłyszenia, Mike.
Wymamrotał do słuchawki telefonu, z której już od kilku sekund wydobywał się monotonny dźwięk, oznajmiający koniec połączenia.
Westchnął
zirytowany i odłożył ją trochę mocniej niż zamierzał, wywołując głuchy hałas,
który rozniósł się po przedpokoju, mieszając się z panującym w nim półmrokiem. Szybko jednak został zagłuszony przez krzyki
kobiety.
- Możesz się w końcu zamknąć, Sam?! Mam już dość Twoich wrzasków i Twojego ciągłego narzekania! Mam dość pretensji i tego co tutaj się dzieje!
Chester z reguły rzadko kiedy podnosił głos, a jeszcze rzadziej na kobiety, ale wszystko zmieniło się odkąd w ich mieszkaniu zaczęła panować napięta atmosfera i ciągłe kłótnie. To wszystko doprowadzało go do szału, a zmęczenie, które było wynikiem źle przespanych nocy i całodniowej pracy wcale niczego mu nie ułatwiało.
- To może przynajmniej raz byś mnie posłuchał i coś ze sobą zrobił! Od ponad pół roku nie jesteś sobą, otrząśnij się z marzeń i dorośnij w końcu, człowieku!
- Daj mi spokój, Sam! Ja przynajmniej próbuję coś osiągnąć, wiesz?!
Nie przejmując się niczym, mężczyzna chwycił swoją bluzę, która wisiała na wieszaku w małym przedpokoju, a także małą, żółtą karteczkę, leżącą przy telefonie i portfel, pozostawiony na stole w małym salonie, który był także jego tymczasową sypialnią; ale to już inna historia.
Szybko wciągnął na swoje nogi buty, nie kłopocząc się ich zawiązywaniem.
- Gdzie idziesz?
Podniósł wzrok na postać, stojącą w przejściu, między kuchnią, a przedpokojem, w którym właśnie się znajdował.
- Mam tego dość, wychodzę.
- Gdzie?
- Jak najdalej od Ciebie.
Krótka odpowiedź chłodnym tonem wystarczyła, by kobieta odpuściła i wróciła do kuchni z wściekłym wyrazem twarzy. Nie zaszczycając jej nawet jednym słowem czy spojrzeniem, chwycił jeszcze tylko klucze i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.
- Możesz się w końcu zamknąć, Sam?! Mam już dość Twoich wrzasków i Twojego ciągłego narzekania! Mam dość pretensji i tego co tutaj się dzieje!
Chester z reguły rzadko kiedy podnosił głos, a jeszcze rzadziej na kobiety, ale wszystko zmieniło się odkąd w ich mieszkaniu zaczęła panować napięta atmosfera i ciągłe kłótnie. To wszystko doprowadzało go do szału, a zmęczenie, które było wynikiem źle przespanych nocy i całodniowej pracy wcale niczego mu nie ułatwiało.
- To może przynajmniej raz byś mnie posłuchał i coś ze sobą zrobił! Od ponad pół roku nie jesteś sobą, otrząśnij się z marzeń i dorośnij w końcu, człowieku!
- Daj mi spokój, Sam! Ja przynajmniej próbuję coś osiągnąć, wiesz?!
Nie przejmując się niczym, mężczyzna chwycił swoją bluzę, która wisiała na wieszaku w małym przedpokoju, a także małą, żółtą karteczkę, leżącą przy telefonie i portfel, pozostawiony na stole w małym salonie, który był także jego tymczasową sypialnią; ale to już inna historia.
Szybko wciągnął na swoje nogi buty, nie kłopocząc się ich zawiązywaniem.
- Gdzie idziesz?
Podniósł wzrok na postać, stojącą w przejściu, między kuchnią, a przedpokojem, w którym właśnie się znajdował.
- Mam tego dość, wychodzę.
- Gdzie?
- Jak najdalej od Ciebie.
Krótka odpowiedź chłodnym tonem wystarczyła, by kobieta odpuściła i wróciła do kuchni z wściekłym wyrazem twarzy. Nie zaszczycając jej nawet jednym słowem czy spojrzeniem, chwycił jeszcze tylko klucze i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.
Chłodne powietrze
i lekki wiatr działały na niego orzeźwiająco. Nie czuł się, aż tak bardzo
przytłoczony, jak w mieszkaniu. Czuł jakby w końcu od dłuższego czasu mógł
wziąć głębszy oddech, bez obawy o to, że zabraknie mu powietrza. Przynajmniej
przez chwilę mógł poczuć się wolny, siedząc na drewnianej ławce w Parku
Lincoln'a.
Lekko uchylił wargi, wypuszczając dym ze swoich płuc i wyrzucając niedopałek papierosa na ziemię. Przez chwilę widział jeszcze wyraźnie żar, który kontrastował z mrokiem panującym dookoła, a potem już tylko smużkę dymu, unoszącą się nad ziemią i znikającą wraz z podmuchem wiatru.
Nie wiedział ile już tak siedział, ile papierosów wypalił, ile piw wypił, nie wiedział też która godzina była. Było ciemno, a co za tym idzie - późno; to mu w zupełności wystarczyło. Musiał pozbierać myśli po wydarzeniach zaledwie z przed paru godzin.
Lekko uchylił wargi, wypuszczając dym ze swoich płuc i wyrzucając niedopałek papierosa na ziemię. Przez chwilę widział jeszcze wyraźnie żar, który kontrastował z mrokiem panującym dookoła, a potem już tylko smużkę dymu, unoszącą się nad ziemią i znikającą wraz z podmuchem wiatru.
Nie wiedział ile już tak siedział, ile papierosów wypalił, ile piw wypił, nie wiedział też która godzina była. Było ciemno, a co za tym idzie - późno; to mu w zupełności wystarczyło. Musiał pozbierać myśli po wydarzeniach zaledwie z przed paru godzin.
Ten telefon
przywołał wspomnienia.
Wszystko zaczęło do niego wracać, wszystkie te obrazy wraz z każdymi najmniejszymi detalami i uczuciami, które czuł podczas tych dwóch lat.
Pamiętał doskonale, jak Jeff w 1996 roku dał mu adres na kartce i powiedział, że ma wysłać pod niego swoje demo, bo poszukają dobrego wokalisty. Bez zastanowienia to zrobił. Czuł wtedy, że na prawdę może coś dzięki temu osiągnąć, coś więcej ponad jego garażowy zespół.
Miał wielką nadzieję, wyrwać się ze swojego rodzinnego miasta, oderwać się od dotychczasowego życia, problemów i przeszłości, bo ilekroć mijał znane mu miejsca, w jego głowie pojawiały się wspomnienia przypominające mu czasy, gdy był na samym dnie. I na które chyba ponownie się staczał.
Przez pierwsze kilka miesięcy wmawiał sobie, że ten cały proces wybierania wokalisty musi trochę potrwać, że muszą się zdecydować, aby potem nie żałować swojej decyzji. To było mu na rękę; okłamywać samego siebie, po to aby podsycać mały płomyk nadziei i nie pozwolić mu zgasnąć. Każdego dnia, przez rok czasu, wracał z pracy do ich mieszkania z nadzieją, że jego żona powie mu o jakimś ważnym telefonie do niego, że on z szerokim uśmiechem oddzwoni na pozostawiony numer i dowie się, iż został wybrany.
Modlił się o ten dzień.
Z czasem jednak, gdy minęło więcej niż rok zdał sobie sprawę, że to wszystko jest bezcelowe, że musi w końcu pogodzić się z faktem, iż to koniec. Koniec jego marzeń, koniec wszystkiego. Z faktem, że nie
Wszystko zaczęło do niego wracać, wszystkie te obrazy wraz z każdymi najmniejszymi detalami i uczuciami, które czuł podczas tych dwóch lat.
Pamiętał doskonale, jak Jeff w 1996 roku dał mu adres na kartce i powiedział, że ma wysłać pod niego swoje demo, bo poszukają dobrego wokalisty. Bez zastanowienia to zrobił. Czuł wtedy, że na prawdę może coś dzięki temu osiągnąć, coś więcej ponad jego garażowy zespół.
Miał wielką nadzieję, wyrwać się ze swojego rodzinnego miasta, oderwać się od dotychczasowego życia, problemów i przeszłości, bo ilekroć mijał znane mu miejsca, w jego głowie pojawiały się wspomnienia przypominające mu czasy, gdy był na samym dnie. I na które chyba ponownie się staczał.
Przez pierwsze kilka miesięcy wmawiał sobie, że ten cały proces wybierania wokalisty musi trochę potrwać, że muszą się zdecydować, aby potem nie żałować swojej decyzji. To było mu na rękę; okłamywać samego siebie, po to aby podsycać mały płomyk nadziei i nie pozwolić mu zgasnąć. Każdego dnia, przez rok czasu, wracał z pracy do ich mieszkania z nadzieją, że jego żona powie mu o jakimś ważnym telefonie do niego, że on z szerokim uśmiechem oddzwoni na pozostawiony numer i dowie się, iż został wybrany.
Modlił się o ten dzień.
Z czasem jednak, gdy minęło więcej niż rok zdał sobie sprawę, że to wszystko jest bezcelowe, że musi w końcu pogodzić się z faktem, iż to koniec. Koniec jego marzeń, koniec wszystkiego. Z faktem, że nie
pozostało mu nic
więcej, niż harowanie od rana do wieczora, aby móc wiązać koniec z końcem. Nie
miał już nawet wystarczająco czasu na próby z zespołem, który założył mając
zaledwie czternaście lat. Prawdę mówiąc, to sam nie wiedział czy Grey Daze
nadal było zespołem. Między nimi też coraz częściej zaczęły wybuchać sprzeczki
i konflikty. Niby powinien być dumny z tego co udało im się osiągnąć; występy w
okolicznych klubach i dwie nieoficjalne płyty były nie lada osiągnięciem jak na zwykły garażowy zespół, jednak on nadal
czuł niedosyt. Marzył o szansie, która pomoże mu dosięgnąć samego szczytu. Tą
szansą był Mike i jego przyjaciele.
Kiedy jeszcze miał odrobinę nadziei to funkcjonował w miarę normalnie, jednak gdy wszystko dotarło do niego, gdy rzeczywistość wymierzyła mu policzek, gdy pogodził się ze swoją porażką, która zdawała się śmiać mu się prosto w twarz, to coś w nim pękło. Zaczął zamykać się w sobie, przestał rozmawiać ze swoją żoną. Po pracy od razu chował się za drzwiami sypialni albo siadał w salonie na kanapie z zeszytem w dłoni i pisał. Pisał kolejne teksty, przelewając wszystkie swoje emocje na papier, aby chociaż przez chwilę móc nie czuć nic. Poczuć się wolnym od wszystkich przytłaczających go uczuć. Czuł się winny, czuł się bezwartościowy, czuł jakby od samego urodzenia był skazany na same porażki. Czuł się nikim.
Jego stan z kolei doprowadzał Sam do szału, zaczęły się kłótnie, napięta atmosfera, ciągłe wyrzuty, narzekania. Czuł się jak w więzieniu. Znaczenie słowa "dom" straciło dla niego sens. Nie wracał do domu zmęczony po całym dniu pracy; wracał do więzienia, w którym od progu czekały go wrzaski. Dzień w dzień słyszał prośby żeby w końcu dorósł, żeby otworzył oczy, żeby otrząsnął się z tej chorej depresji, w której tkwił, czy cokolwiek innego to było. Żeby zaczął brać życie na poważnie.
Złość, aż w nim wtedy wrzała.
Pracował ciężko, siedem dni w tygodniu na dwie zmiany, aby zarobić na samego siebie i na swoją żonę, która w tym czasie siedziała w domu albo spotykała się z koleżankami. Pracował w pocie czoła, a ona śmiała mu mówić, żeby w końcu zaczął brać życie na poważnie? Żeby zrobił coś ze sobą? Jeśli on nie traktował tego wszystkiego poważnie, to co on w takim razie, do cholery robił? Ćpał, zalewał się w trupa i ciągle imprezował? Nie; już nie. A nawet jeśli, to nie robił tego codziennie.
Robił to tylko wtedy, gdy jakaś sytuacja go przerastała.
Kiedy jeszcze miał odrobinę nadziei to funkcjonował w miarę normalnie, jednak gdy wszystko dotarło do niego, gdy rzeczywistość wymierzyła mu policzek, gdy pogodził się ze swoją porażką, która zdawała się śmiać mu się prosto w twarz, to coś w nim pękło. Zaczął zamykać się w sobie, przestał rozmawiać ze swoją żoną. Po pracy od razu chował się za drzwiami sypialni albo siadał w salonie na kanapie z zeszytem w dłoni i pisał. Pisał kolejne teksty, przelewając wszystkie swoje emocje na papier, aby chociaż przez chwilę móc nie czuć nic. Poczuć się wolnym od wszystkich przytłaczających go uczuć. Czuł się winny, czuł się bezwartościowy, czuł jakby od samego urodzenia był skazany na same porażki. Czuł się nikim.
Jego stan z kolei doprowadzał Sam do szału, zaczęły się kłótnie, napięta atmosfera, ciągłe wyrzuty, narzekania. Czuł się jak w więzieniu. Znaczenie słowa "dom" straciło dla niego sens. Nie wracał do domu zmęczony po całym dniu pracy; wracał do więzienia, w którym od progu czekały go wrzaski. Dzień w dzień słyszał prośby żeby w końcu dorósł, żeby otworzył oczy, żeby otrząsnął się z tej chorej depresji, w której tkwił, czy cokolwiek innego to było. Żeby zaczął brać życie na poważnie.
Złość, aż w nim wtedy wrzała.
Pracował ciężko, siedem dni w tygodniu na dwie zmiany, aby zarobić na samego siebie i na swoją żonę, która w tym czasie siedziała w domu albo spotykała się z koleżankami. Pracował w pocie czoła, a ona śmiała mu mówić, żeby w końcu zaczął brać życie na poważnie? Żeby zrobił coś ze sobą? Jeśli on nie traktował tego wszystkiego poważnie, to co on w takim razie, do cholery robił? Ćpał, zalewał się w trupa i ciągle imprezował? Nie; już nie. A nawet jeśli, to nie robił tego codziennie.
Robił to tylko wtedy, gdy jakaś sytuacja go przerastała.
Podsumowując;
przez ponad rok oszukiwał sam siebie, dając sobie złudne nadzieje, potem przez
kilka miesięcy nie był sobą, tkwiąc w dziwnej nicości, bez nadziei i bez powodu
do uśmiechu. Aż do teraz. Aż do rozmowy, która rozpaliła na nowo jego nadzieję.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnął się, przypominając jak szybko
biło jego serce, słysząc słowa Mike'a. Owszem, przez te dwa lata w głębi duszy był
na nich wściekły, że nie zadzwonili ani razu, nawet po to, aby powiedzieć mu,
że nic z tego nie wyjdzie, żeby postawić sprawę jasno, aby się nie łudził. Był
zły, że to jak postąpili, doprowadziło go do takiego stanu. Był zmieszany na
myśl, że mimo tego wszystkiego, nadal pozostawali
jego ostatnią nadzieją.
Wszystko to zaczęło go przerastać, dlatego siedział teraz w tym parku, po kilku piwach, nie do końca myśląc trzeźwo. Nie wiedział, czy będzie w stanie rzucić wszystko i ponownie udać się w pogoń za marzeniami, stawiając na jednej szali jego przyszłość i być może karierę, a na drugiej żonę, z którą był w związku małżeńskim od dwóch lat.
Nie tego się spodziewał, biorąc ją za żonę. Nie sądził, że zaczną się kłócić, krzyczeć i ranić siebie nawzajem. Myślał raczej, że będzie go wspierała, pomagała mu w trudnych chwilach. A gdzie ona teraz była? Pewnie po jego wyjściu sama gdzieś wyszła z koleżankami, nie przejmując się nim ani trochę.
To nie tak, że on jej nie kochał. Szanował ją i był jej wdzięczny, za wiele rzeczy, które dla niego zrobiła, po prostu niektóre sprawy się skomplikowały - ich relacje stały się skomplikowane.
Zamknął oczy, nabrał dużo powietrza w płuca i czekał. Na co? Sam nie wiedział. Może na jakiś znak, który podpowiedziałby mu co powinien zrobić, jak się zachować.
Jego myśli ponownie wróciły do momentu, gdy jego serce zabiło szybciej, słysząc Mike'a, mówiącego o jego demie i o tym, że chcą go w zespole.
Wszystko to zaczęło go przerastać, dlatego siedział teraz w tym parku, po kilku piwach, nie do końca myśląc trzeźwo. Nie wiedział, czy będzie w stanie rzucić wszystko i ponownie udać się w pogoń za marzeniami, stawiając na jednej szali jego przyszłość i być może karierę, a na drugiej żonę, z którą był w związku małżeńskim od dwóch lat.
Nie tego się spodziewał, biorąc ją za żonę. Nie sądził, że zaczną się kłócić, krzyczeć i ranić siebie nawzajem. Myślał raczej, że będzie go wspierała, pomagała mu w trudnych chwilach. A gdzie ona teraz była? Pewnie po jego wyjściu sama gdzieś wyszła z koleżankami, nie przejmując się nim ani trochę.
To nie tak, że on jej nie kochał. Szanował ją i był jej wdzięczny, za wiele rzeczy, które dla niego zrobiła, po prostu niektóre sprawy się skomplikowały - ich relacje stały się skomplikowane.
Zamknął oczy, nabrał dużo powietrza w płuca i czekał. Na co? Sam nie wiedział. Może na jakiś znak, który podpowiedziałby mu co powinien zrobić, jak się zachować.
Jego myśli ponownie wróciły do momentu, gdy jego serce zabiło szybciej, słysząc Mike'a, mówiącego o jego demie i o tym, że chcą go w zespole.
Zdawał sobie
sprawę z tego, że była to jego jedyna i ostatnia szansa.
Czując dziwny
skurcz w brzuchu i szybciej bijące serce, wiedział już, że mimo swojej złości,
która rosła od momentu, gdy nadzieja go opuściła, był gotów zapomnieć o tych dwóch
beznadziejnych latach i zacząć nowe, lepsze życie. Z Sam czy bez u swego boku,
chciał ruszyć do przodu.
Nie przejmował się tym, że był pod wpływem alkoholu i że podjęte przez niego decyzje nie były do końca świadome.
Przeszywający chłód zmusił go do wstania. Ruszył lekko chwiejnym krokiem przed siebie, próbując rozgrzać swoje ciało. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że nogi same poniosły go pod budkę telefoniczną, do której od razu wszedł i nie do końca świadom swoich czynów, wrzucił kilka monet do automatu. Następnie wybrał numer, przepisując go z żółtej karteczki, którą trzymał w dłoni. Nawet nie wiedział, kiedy zdążył ją wyjąć z kieszeni swoich spodni.
Czekał, w duchu odliczając sygnały.
- Tak?
Do jego uszu dotarł zaspany głos Michael'a, co upewniło go tylko w przekonaniu, że musi być na prawdę późno.
- Mike? Tu Chester, możemy pogadać?
Nie przejmował się tym, że był pod wpływem alkoholu i że podjęte przez niego decyzje nie były do końca świadome.
Przeszywający chłód zmusił go do wstania. Ruszył lekko chwiejnym krokiem przed siebie, próbując rozgrzać swoje ciało. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że nogi same poniosły go pod budkę telefoniczną, do której od razu wszedł i nie do końca świadom swoich czynów, wrzucił kilka monet do automatu. Następnie wybrał numer, przepisując go z żółtej karteczki, którą trzymał w dłoni. Nawet nie wiedział, kiedy zdążył ją wyjąć z kieszeni swoich spodni.
Czekał, w duchu odliczając sygnały.
- Tak?
Do jego uszu dotarł zaspany głos Michael'a, co upewniło go tylko w przekonaniu, że musi być na prawdę późno.
- Mike? Tu Chester, możemy pogadać?
przeczytałam od początku i stwierdzam że genialnie mi się to czyta. Super styl, fabuła też mi się podoba :) Na poziomie, czekam na ciąg dalszy:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, bluemonster. :)
Świetne *.*
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać ich rozmowy, pierwszego spotkania...
Dodawaj jak najszybciej!
Pozdrawiam i życzę weny, Ania.
Nie ma to jak zespól od początku, a ze to bennoda możee być różnie <3
OdpowiedzUsuńAfff, ja już chceee
no i robi się coraz ciekawiej ; d dawaj szybko następny bo chcę wiedzieć jak to wszystko się potoczy, noo! chcę więcej Chestera! ; DD
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
loadedgun.
przeczytałam właśnie wszystko od początku i powiem Ci, że to jest cudowne *.* już nie mogę się doczekać kolejnej części.
OdpowiedzUsuńicutyououtnowsetmefree - zapraszam, jeżeli masz ochotę poczytać ;>
aaa, prawie zapomniałam. strasznie podobają mi się te zdjęcia Chaza i Mike'a, są świetne ;d
zacznę od tego, jak w pierwszym rozdziale Mike zwolnił samego siebie, nie mogłam przestać sie wtedy śmiać z tej akcji. wkurza mnie Mark... normalnie WTF koleś? odstawia jakieś cyrki zamiast sie cieszyć, że ma okazję grać w zespole i osiągnąć coś więcej.. ale nic mnie tak nie przybiło jak opis życia Chestera. zrobiłaś to tak.. idealnie i realistycznie, że czułam sie, jakbym tam była i widziała, jak kłoci sie z Sam (swoją drogą muszę przyznać, że pomysł na opowiadanie, w którym LP dopiero powstaje i wszystko dzieje sie jakby po kolei jest genialny! nie sądziłam, że natknę sie na Sam, już częściej spotykam Talindę), potem wychodzi z mieszkania, zatraca sie w swoich wspomnieniach i na koniec dzwoni do Michaela.. pozostaje mi jedynie czekać na kolejny rozdział (;
OdpowiedzUsuńPS: szablon jest genialny! spędziłam dobrych kilka minut niż sie napatrzyłam na te zdjęcia ^^
http://lost-in-echo.blogspot.com/